wtorek, 6 kwietnia 2021

Usypianie dwulatka


 Julka, 2 lata i 6 miesięcy


Post powinien nosić tytuł usypianie dwulatki - bo to o Julce. Ponieważ jednak z chłopcami usypianie wyglądało podobnie zostawiam tak jak jest.


Każdy, kto usypiał dwulatka wie, że taka czynność potrafi rozbawić, rozczulić oraz ... wyprowadzić z równowagi ;-)

Przy trzecim dziecku czuję się już jak zawodowiec, zatem poniżej mała instrukcja dla początkujących.

Po przerobieniu przez szereg kolejnych wieczorów schematu "siku-pić" powtarzanego 7-krotnie, rodzic zaczyna nabierać wprawy w przechytrzeniu przeciwnika i:

1. od godziny 17:00 nie daje dziecku pić (oczywiście daje, tylko mało), 

2. zabiera do sypialni kubek z 1,5 cm wody na dnie.

Dlaczego akurat 1,5 cm?

Bo dotąd będzie podnosić głowę i prosić o jeszcze jeden łyczek, aż wszystko wypije do ostatniej kropli! Zapewniam!

 

Załóżmy, że już przeczytaliśmy te tryliardy książek o Puciu i już wystarczająco mocno zmrowiło nam język od czytania, powtarzanego co dwa słowa w tekście, zwrotu "Kicia Kocia" ... I załóżmy, że dziecko zrozumiało, że czytana piąta OSTATNIA książeczka będzie już ostatnia...

Zatem zaczynamy!

Wersja nr 1 - marzenie każdego rodzica:

- Julcia, może już pójdziemy spać. Wydaje mi się, że jesteś śpiąca - sugeruję.

- No dobzie mamo...

- Dobranoc, kochanie. Kocham Cię.

- Ja teś Cię kocham, mamusiu.

(Mama się roztapia ze wzruszenia.)

Tymczasem...

- Mamo, ale mi się nie cie psiać (spać)!

- Chce, Ci się... bardzo Ci się chce...o zobacz, jak Ci się chce... aaaaa (udaję ziewanie)

- No dobzieeee

ŚPI! :-D


Wersja nr 2

- Julcia, bajeczki już przeczytane, to teraz spać! - całują ją mocno w policzek.

- A Ty cio będzieś lobić? 

- Yyyy... Ja też będę spać, OCZYWIŚCIE!  (A to spryciula!)

- A pokaś jak psiś (śpisz).

- Aaaaa..... - ziewam, przytulam się do poduszki i zamykam oczy. Słowo honoru, tylko udaję, że zamykam oczy!

Cisza....

... długa cisza...

Nagle:

- Hi hi hi... Mama już psi (śpi), wieś tato!? - oznajmia tacie z dumą.


Wersja nr 3 - wersja dla szczęściarzy

- Julka idziemy spać!

- Nie cię!!!!!

- No chodź - zachęcam.

-Nie! Ja wciale nie jeśtem psiącia!!!

Biorę ją na ręce i niosę do sypialni.

Nie dochodząc jeszcze do łóżka czuję już na ramieniu jej miarowy oddech. Śpi. :-)


No to były już lajciki :-)

Teraz nieco dłużej.

 

Wersja nr 4

- Ząbki umyte? - pytam głosem generała.

- Umyte! - odpowiada Julka głosem szeregowego.

- Książeczki przeczytane?

- Psiecitane!

- Siku zrobione?

- Źlobione!

- No to co teraz? - pytam myśląc, że to pytanie retorycznie.

- Telaaaaaś.... podśkooooki! - odpowiada Julka głosem osoby obsługującej maszynę losującą.

- Co?! Jakie podskoki.

- Ja będę chopsiać na łóśku, a Ty będzieś bajonikować? - wyjaśnia.

- Co?!

- Nianio będzie jobić chopsia chopsia do góly na łóśku, a mama będzie bajonikować! (odbijać balonik) - patrzy wzrokiem "no co tu jest niejasnego".

- Mhm... Dobrze, ale tylko chwileczkę.

Oczywiście i tym razem okazało się, że słowo "chwileczka" jest ciągle niezrozumiałe, jeśli wypowiada je mama.

Kiedy już się wyskakała, ponownie napiła i poszukała milion pluszaków, z którymi MUSI spać... udało się zgasić światło i położyć do łóżka.

Nie będę opisywać oczywistej dla wszystkich (wszystkich mam) oczywistości, że tylko mama była w stanie odnaleźć te miliony zaginionych maskotek, które właśnie teraz postanowiły się zgubić (złośliwe bestie). Wszyscy "ochotnicy" wracali po 2 sekundach z informacją, że "nie ma", "no, nigdzie nie ma". I no popatrz! Idę (ja) i jest!!! 

Wracamy do myśli błogostanu (czytaj: wolności) jaki zaraz nastąpi wraz z zaśnięciem Julki.

- Julcia, już wszystkie Twoje misie i te wszystkie inne śpią. To teraz co zrobimy? Hm? - dotykam jej koniuszka noska.

- Telaaaaaś.... miezienie nośków! 

- Co?!

- Będziemy miezić nośki. Jobać (zobacz), ja psiciśkam mój nosiek do Twojego i miezimy, któly więksi. Taka chajna (fajna) ziabawa!

- Aha... Fajna zabawa, mówisz...

Uwaga Drodzy Państwo! Zapalamy światło i mierzymy noski. No po ciemku przecież nic nie widać! 

Po chwili dziecko przypomina sobie, że chce pić. (Te 1,5 cm w kubeczku wymyśliłam dopiero jakiś czas po tej historii).

Idziemy do kuchni pić.

Gasimy światło, przytulamy się. Cisza.

- Mamo, opowieś mi bajkę? - prosi słodko.

No i co ja mam zrobić, jak dziecko tak ładnie prosi? W końcu to moje dziecko. I żadne zmęczenie nie wyciszy głosu sumienia, który mówi: "w ten sposób rodzą się więzi" ... Opowiadam...

Bajka powoli zaczyna się robić coraz cichsza, coraz wooolniejszaaa i już czujemy, że zaczyna się kończyć ... kiedy z ciemności dochodzi przerażający krzyk:

- Aaaaa! Gdzie są moje brwi?! MAMO! Ja nie wiem, gdzie są moje brwi!!!

- Julka!!! - łapię się za serce i przytulam ją mocno - Tu są. Nigdzie nie zginęły. Masz je nad oczami. Co Ty wymyśliłaś?

Julka zdaje się, że w tym momencie zaczyna nabierać świadomości, co do tego gdzie jest. Przytula się grzecznie do poduszki i leży.

- Mamusiuuu... 

- Słucham, kochanie?

- Siku.

- To szybciutko, wstawaj.

Po skorzystaniu z toalety, chlapaniu się w wodzie przez 15 min pod pretekstem mycia rąk, bieganiu pod stołem, zmianie skarpetek na inne, bo "ja nie chcę z pingwinkiem", kolejnym piciu podczas którego dochodzi do zalania bluzki, po zmianie bluzki na suchą, po kolejnym, tym razem udawanym, siku, po kolejnym 15-minutowym myciu rąk po tym kolejnym siku... Julka zostaje wzięta pod pachę w momencie próby kolejnej ucieczki i zaniesiona do łóżka.

Czy jestem czasem zmęczona?

ALEŻ SKĄD? Ja nigdy nawet nie pomyślę o zmęczeniu ... w ciągu dnia. Skąd miałabym wtedy siłę na wieczór?

No dobrze, zatem Julka znowu w łóżku.

Przytulaski, całuski, "kocham Cię, mamo/córciu", głaskanie po pleckach i powoli zaczyna się wyciszać.... gdy nagle:

- Mamo, Nianio Cię pomasiuje! - rzuca propozycję, której raczej nie mam szans odmówić, bo już na mnie siedzi.

- Julka, mamę bolą plecki. Zejdź proszę.

- Mamę bolą plecki??? - jej błysk w oku rozświetla cały pokój.

- Tak. To znaczy NIE!!! Mamusię, nic nie boli - próbuję jeszcze uratować sytuację.

Za późno. Julka już biegnie po swój zestaw lekarski, żeby zbadać mamę.

Ech...

Po zbadaniu moich nóg, zębów, uszu, plecków, "zrobieniu zastrzyków", okręceniu nogi bandażem...w końcu udaje mi się przekonać Panią Doktor, że czuję się już dobrze i możemy iść spać. 

Pada jeszcze, co prawda, propozycja pójścia do kuchni, "żeby mama napiła się syropku" ... No cóż, mama już nawet planowała, jaki to mógłby być syropek... W porę się jednak ocknęłam i zmieniłam temat, bo w kuchni są też przecież syropki Julki. Nie odpuściłaby okazji ... A potem znowu pić - bo było słodkie itd...

Leżymy zatem w łóżku.

Ja w bandażu.

I wszystko, tym razem, byłoby już dobrze, gdyby nie...:

- Chcie mi się siusiu...

Biegniemy.

Czynności z myciem rąk i bieganiem po całym domu są już sprawą oczywistą, więc nie muszę się powtarzać. Tym razem bieganie zostało urozmaicone w robienie śladów mokrych łapek na ścianie w przedpokoju. 

Ale! Tym razem JA wykazuję się sprytem i kubek z odrobiną wody zabieram do sypialni, żeby znowu nie wstawać.

Leżymy.

Który to już dzisiaj raz?

Leżymy nawet już dość długo.

Powoli zaczyna się pojawiać iskierka nadziei..., gdy:

NO, NIGDY NIE ZGADNIECIE!

- Pić mi się chce.

- Noooo dooobrze, ale to już ostatni raz.

- Dobzie.

Pije. Kładzie się na poduszkę.

- Jecie mi się chcie.

- Noooo dooobrze, ale to już naprawdę ostatni raz. Obiecujesz.

- Obieciujeś. ( :-) )

Pije. Kładzie się na poduszkę.

- Mogę jeście ośtatni łyciek? 

Udaję, że nie słyszę.

- Pliśśśśśś...

Wybucham śmiechem na jej "pliś". I oczywiście podaję jej po raz n-ty kubek z wodą.

Pije. Kładzie się na poduszkę.

- Mamooo?

- Słucham? (wyczuwacie już ten głos mówiący przez zęby?) Julcia, czemu Ty jeszcze nie śpisz, kochanie? Zobacz, słoneczko już śpi, drzewka śpią, wszystkie dzieci śpią, pluszaczki śpią...

- A lale?! MOJE LALE NIE PSIĄ!!! - buzia w podkówkę i ocean łez czekający aż puszczą tamy...

- Ech... No dobrze...

Zanim zdążyłam coś więcej powiedzieć Julka już biegła usypiać lale...

Po położeniu lalek spać... - a zanim to nastąpiło - po znalezieniu kołderki dla każdej lali (całe szczęście ma ich tylko 4) (zgadnijcie, kto je musiał znaleźć?)... Julka już tym razem sama wolniutko poszła do łóżka.

I znowu, po długiej chwili ponownego przytulania, czułości, buziaczków, głaskania po włoskach, pleckach i wyznawaniu sobie miłości... padło cichutkie:

- Mamusiu?

- Słucham, kochanie.

- Nić. Śplawdziam, czi psiś.

- Aha... Tak, śpię. Ty też śpij.

- Mamoooo.

- Słucham?

- A pokaś, jak ziewaś.

- Aaaaa, aaaaa...

Zaczyna sama ziewać. 

- Mamo, a gdzie jeśt moja tomba? (trąba) Gdzieś mi się ziapodziała...

Gryzę poduszkę próbując nie wybuchnąć śmiechem. Wiem jednak, że ona już powoli przestaje kontaktować. Pewnie coś jej się przypomina z którejś książeczki. Pozostaję w bezruchu. Nic nie odpowiadam.

- Pokaś jeście laś jak ziewaś.

- Aaaaa, aaaaa

- Mamusiuuuu .... aaaaa

- Tak, skarbie?

- Kocham Cię. 

- Ja też Cię, kocham.

- Mamooo... Wieś, chyba mi się psiśniś.... Mamooo....a gdzie jeśt moja tomba.... chyba się źgubiłaaaa....

ŚPI! 

NARESZCIE ŚPI!

CHWAŁA NIEBIOSOM!

 

Wersja nr 5

Ha! Nie będzie wersji nr 5!

To znaczy jest jeszcze wiele, bardzo wiele wariantów, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że publiczne udostępnianie ich spowoduje drastyczny spadek przyrostu naturalnego, a tego przecież nie chcemy ;-) ;-)



 

 

 



 


 




 

 


piątek, 26 lutego 2021

Nowe wytyczne dot. mycia zębów

Julka, 2 lata 6 miesięcy

 

- Julcia, chodź myć zęby! - wołam.

- Nie ciem.

- Jak to nie chcesz?

- Nie tsieba telaś myć ziembóch.

- Jak to nie trzeba?

- Jeśt noć. W noci zialaśki psią i lobią "cho psi cho psi cho psi". Zialaśki psią i nie lobią telaś dziulek w ziembach. Wieeeeeeeś, mamo?






Negocjacje z kotem

Julka, 2 lata i 5 miesięcy

 

Julka postanowiła bawić się klockami. Wysypała je z plastikowego pojemnika na podłogę i układa. 

Do pustego pojemnika natychmiast wskakuje kot. 

Julka widzi to i przeżyć nie może. No bo jak to?! To przecież jej klocki, zatem również jej pojemnik! 

Oczywiście klocki przestają być już ważne. W tym momencie ważne jest tylko jedno - wejść do pojemnika. Natychmiast!!!

No, ale tam jest kot. Kota nie wolno straszyć, ani wyganiać.

Julka myśli i po chwili:

- Koteku, jobać jakie ślićne pudelećko ź tektuly... Ciaaaaaałe mnóśtffo pudeleciek ź tektuly... Moźna wchodzić i dlapać, i wchodzić i dlapać...

Nie wiedzieć czemu kot nie zrozumiał ;-)

- Mamoooo!!! Ziabieś kotekaaaaa! To Niuni pudelećkoooo... (płacz).

Kot wystraszony rykiem ucieka do ... tekturowego pudełka.

W pół sekundy krokodyle łzy zamieniają się w promienny uśmiech. Na twarzy pojawia się wyraz tryumfu :-D


Gra aktorska 10/10

Negocjacje 7/10, choć należy przyznać, że ostatecznie cel został osiągnięty ;-) ;-)



wtorek, 19 stycznia 2021

Zachcianki

19 stycznia 2021 r.


Julka

Godzina 7:04


- Mamoooo!!! Wśtawamy!!! Juś dzień!!! Ziobać, sionko sieci!!!

Unoszę powiekę.

- Julka, śpij. Jest jeszcze noc.

- Nie ma noci. Jeśt dzień. Ziobać, mamo! Pada śnieg! Wśtawamy! Idziemy lepić bałwana! 

- Może najpierw jakieś śniadanko? - pytam.

- Tak! To wśpaniały pomyśł! Mam ochotę na małe cio niecio.

Nie wytrzymuję i zaczynam się śmiać.

- Jakie "małe co nieco" chcesz?

- Poplosię jajo niepodziankę (Kinder Niespodzianka). Ale nie roztopione. Tylko takie w siam raś. Nie lubię roztopionej ciekolady.

 


Olek

- Mamoooo! Co jest na śniadanie?

- Olek, bez względu na to, co Ci wymienię, Ty i tak zjesz zimne mleko z płatkami. Naprawdę mam wymieniać? - odpowiadam nie podnosząc powiek.

- Lubię jak wymyślasz różne potrawy. Sprawdzam jakie masz dzisiaj pomysły. 

- Serio??? O 7:00 rano???

- No i lubię mieć wybór.

- Aha...

- Mamooooo! Płatki się skończyły...

 

 

Adaś

- Mamo, czy nie sądzisz, że byłoby lepiej, gdyby dzisiaj zamiast stać przy kuchni i męczyć się, i gotować obiad dla całej naszej rodziny, ktoś inny by postał zamiast Ciebie i .... zrobiłby to profesjonalnie? 

- Dzień dobry, Adasiu.

- Chciałem tylko zapytać, czy zamówimy dzisiaj chińszczyznę?


:-)

 


poniedziałek, 18 stycznia 2021

Pokonana przez dzieci


18 stycznia 2021 r.

 

Adaś, 13 lat i 3 miesiące

Wchodzę do pokoju i widzę taki oto obraz "uczącego się Adasia" :

Na biurku rozłożona książka do historii i informatyki.

Przed oczami włączony komputer z milionem zakładek, po których przeskakuje z prędkością światła i jednocześnie:

- graja w jakąś grę,

- rozmawia z kimś na czacie,

- robi zadania z informatyki,

- rozwiązuje testy z historii,

- czyta coś w Google,

- wysyła memy komuś na innym czacie...

W tym samym momencie, obok sterty gazet leży włączony Kindle, na którym od czasu do czasu w "wolnej chwili" podczytuje lekturę (mam nadzieję).

Ale to nie koniec, Drodzy Państwo. Czas nie byłby w pełni wykorzystany, gdyby jego telefon leżał martwy! Otóż jest on włączony oczywiście, a Adaś tylko dlatego nie ma na uszach słuchawek wielkości hełmu kosmonauty, bo nie zdążył ich podłączyć do tegoż telefonu. Zatem kolejne urządzenie leży włączone obok, jakże w tym wypadku przestarzałych, książek i odtwarza nagranie z jakiegoś kanału na  YouTube. Na tym to nagraniu coś/ktoś prowadzi niezwykle skomplikowany wywód na temat historii Hogwartu i tego co ma Lord Voldemort do Harrego Pottera.

No!

- Adasiu, czy Ty chcesz dostać schizofrenii? - zaczynam.

- Nie. Skąd to przypuszczenie? (łobuzerski uśmiech)

- A myślisz, że nie grozi Ci to od takiego stylu ... NAUKI?

- A czytałaś kiedyś jakie są przyczyny schizofrenii? ... Ha ha ...

Robię głęboki wdech.

- Chodzą słuchy, że się uczysz.

- No, jak widać.

- Mhm...

- A co, może nie!?

Ogarniam wzrokiem to multielektroniczne stanowisko nauki i już mam zacząć swój monolog, kiedy dociera do mnie, że dziecko fascynuje się życiem Harrego Pottera. W tym momencie sprawy się bardziej komplikują. Bardziej niż, jak sądzę, w większości domów.

- Adam, wiesz jaka jest zasada. 

- Oj, mamo! To tylko Harry Potter!

- Oraz...? - naciskam, bo wiem, że tłumaczenie tego na nowo nie jest konieczne.

Dziecko jest jednak bardzo inteligentne i z pewnością równie sprytne. Postanowiło przekonać mamę do swoich poglądów i zrobić z okultyzmu "ciekawostkę naukową".

- Mamo, ja na łacinie razem z panią tłumaczyłem zaklęcia, wiesz? - mówi z dumą.

- To interesujące. I mam Cię za to pochwalić.

- No tak, bo umiałem je przetłumaczyć. Poza tym, tu (w YouTube) usłyszałem coś bardzo ciekawego. Wiesz, że całe życie Harrego w Hogwarcie było od początku zaplanowane?

- ADAŚ !

- No co?! No i jeszcze ciocia mi kiedyś opowiadała, że jak była mała, TO TY jej zrobiłaś taką niespodziankę i zabrałaś ją do kina na Harrego Pottera - broni się zaciekle.

- Mhmm... Nie pamiętam tego. Tak Ci powiedziała?

- Tak. No widzisz! - wykrzykuje z tryumfem.

- Nawet jeśli tak było, to nie ma to nic wspólnego z tą sytuacją!

Dziecko jest jednak inteligentniejsze i sprytniejsze niż wszyscy myślą. Mówi dalej:

- Mamo, to (magia) nie jest takie straszne jak wszyscy myślą. W dawnych czasach wiele osiągnięć techniki uważano za dzieło diabła.

- No i ...

- No i to, że to się zmienia. Używamy rzeczy, które kiedyś były traktowane jako zło.

- Taki jesteś mądry, to powiedz jakich.

- Np. kojarzysz motyw odbicia lustra z Mickiewicza? 

Tak, tak!...  Takie właśnie pytanie zadał mi mój 13-letni syn (!)

- Tak. I co z nim? - pytam.

- Dawniej sądzono, że jeśli w lustrze nie pojawi się odbicie osoby, która się w nim przegląda, to trzeba tą osobę pokropić wodą święconą.  A teraz - ciągnie dalej - mamy lustra, w których możesz się przejrzeć i wirtualnie dopasowywać sobie ubrania, żeby sprawdzić czy Ci w nich do twarzy. Zresztą podobnie, na zasadzie lustra, działają wszystkie nakładki np. dodawanie uszu kota do swojego zdjęcia. Czyli ... lustro, którego kiedyś się bano i uważano za dzieło szatana, zwłaszcza, jak nie ma w nim odbicia, teraz jest czymś normalnym. Możesz sobie zaprojektować brak odbicia, albo odbicie w innych ciuchach.

- Super. I dlatego okultyzm jest ok? - pytam z ironią.

- Próbuję Ci wytłumaczyć, że wszystkie nowinki technologiczne, które kiedyś uważano za zło, teraz są powszechnie używane. Coś, co może się wydawać magią, za kilka lat może być czymś normalnym.

- Jakoś trudno mi to sobie wyobrazić, Adasiu.

- A mi nie. Dam Ci taki przykład: co byś powiedziała, gdyby za kilka lat nie było broni tylko różdżki wypełnione np. jakąś biochemią?

 

No i co ja mam powiedzieć takiemu Adasiowi?

Chyba 1:0 dla niego ... chwilowo ;-)

 

 

 

Olek, 10 lat i 10 miesięcy

Opis stanowiska nauki podobny jak powyżej :-)

- Olek, czemu się nie uczysz, tylko grasz? - rzucam beznamiętne, klasyczne pytanie.

- Uczę się - pada równie beznamiętna odpowiedź.

- Ale Ty grasz.

- Ale też się uczę.

- Olek, Twoi koledzy codziennie siedzą kilka godzin przed komputerem i mają lekcje. Czy Ty nie możesz poświęcić dwóch godzin na naukę?

- Oni się nie uczą, tylko właśnie ze mną grają.

- No przecież muszą siedzieć na lekcji online!

- Mamo, słyszałaś kiedyś o skrócie Alt + Tab?

- Yyy...

- Większość nauczycieli też nie.




Julka, 2 lata i 5 miesięcy

Julka właśnie skończyła zabawę klockami.

Usiadłam obok niej na podłodze i myśląc o tym, jaką rozmowę powinnam odbyć z każdym z moich synów zajęłam się zbieraniem zabawek.

- Pomożesz mi? - pytam myśląc o czym innym i raczej nie oczekując odpowiedzi.

Po chwili jednak przełączam się na Julkę i z uśmiechem zwracam się do niej:

- Julcia, pomożesz mi pozbierać klocki? - pytam z czułością.

Z taką samą czułością i słodkim uśmiechem Julcia odpowiada:

- Jeśteś juś duzim psiedśkolakiem. Poladziś siobie.

 

 

Kurtyna.




 




 

 


poniedziałek, 9 listopada 2020

Kilka scenek z Julką

 sierpień-październik 2020 r.


Lipiec i sierpień przyniósł nam długo wyczekiwany skok w rozwoju ruchowym Julki. Dziewczyna jest z natury bardzo ostrożna... Tak sobie myślę, że pół osiedla moglibyśmy obdzielić jej nieśmiałością... Ale jest poprawa!

Najtrudniejszą przeszkodą są zawsze schody. Pokonanie ich, zwłaszcza zejście w dół, to dla Julki na razie duże wyzwanie. Radzi sobie dzielnie. I z pewnością nie brakuje jej humoru ;-)

 

"Podejście do zejścia ze schodów nr 127"

Przymiarka stopy. Pomiar wysokości stopnia. Dociśnięcie pięści na poręczy... Poszła!

... 

Po chwili:

 - W imię Ojcia (pierwszy stopień)

- I Sina ... (drugi)

- I Ducha ...

- Śentego...



Innym razem:

- Jedna noga ...

- Duga noga ...

- Tsiecia noga ...


Oto Moja Stonoga :-)



Julka uczy się kolorów. Twierdzi, że zna je świetnie ;-)

Kolory dzielą się na: ziejony, yellow, bjąziowy, blue, ciewony, chioletowy... Przy czym zawsze padają one losowo.

Jest też kolor specjalny. To kolor "PIEKNY", czyli różowy - no przecież wiadomo ;-)

W tym przypadku jednak, piękny to zawsze piękny - znaczy się różowy.



A że nauka nie idzie w las, to bywa u nas i tak:

Julka z braćmi w pokoju. Po chwili mówi do któregoś:

- Psiesiuń się pacianie!

- Sama siobie włącię bajkę na Jutiubie!

- No nie wiem, któlą wyblać... Mozie Maszkę, ... mozie Peppę...

Po chwili:

- Julka, chcesz siku? - pyta starszy brat.

- Not yet!



Julka idzie się kąpać. Zatrzaskuje za sobą drzwi i woła:

- Telaś moja łazienka!

A po chwili słodko:

- Poplosię duuuzio piany! Ech... jak psijemnie... 

:-)



Julki plany na przyszłość

 09.11.2020 r.


- Julka, kim będziesz, jak dorośniesz? - pyta Olek.

- Adasiem, ... piłkaziem ... abo.... Śtlaziakiem Siamem!!!




*piłkarzem albo Strażakiem Samem (postać z bajki)