piątek, 27 grudnia 2013

Praca babci



Pewnego razu Adaś spędzał dzień u swoich dziadków. Dziadek, chcąc zapewnić dodatkową atrakcję wnukowi zaproponował, że pojadą razem odebrać babcię z pracy. 
Odwiedziny czyjegoś wnuka w pracy, to też atrakcja - dla pracujących tam Pań.
Wnuczek posłusznie poszedł do pokoju babci, popatrzył jak babcia pracuje, porozmawiał grzecznie z pracującymi tam osobami i wrócił razem z dziadkami do domu.

Po południu przyjeżdżam po Adasia, a on, na powitanie, serwuje mi sprawozdanie z całego dnia.
- I wiesz, już wiem co robi babcia w pracy. - dodaje
- Tak? A co? Opowiedz.
- Babcia układa w pracy karty na komputerze.





Jemioła



Przed świętami przechodziłam z dziećmi obok bazarku. Na kilku straganach była sprzedawana jemioła. Podeszliśmy bliżej. Tłumaczę dzieciom, co to jest i w jakim celu się ją kupuje do domów.
- I Ty chcesz ją kupić? - pyta Adaś.
- No, tak.
- A jak przyjdzie do nas jakaś dziewczyna?
- No to co?
- No, będę musiał ją całować. Nie ma mowy. Nie kupuj tego!
- Fuj! - wtrąca Olek.
- Ale może ja bym chciała...
- Nie ma mowy. Żadnej jemioły. Mamo, idziemy.



Ciekawe, czy za kilka lat będą myśleć tak samo.  :-)





wtorek, 24 grudnia 2013

Świąteczne życzenia



- Mamo, życzę Ci, żebyś zawsze mogła tak dużo gotować jedzenia.
- Dziękuję Ci bardzo Adasiu.



I ja Wam życzę, Drodzy Czytelnicy, aby Wam nigdy niczego nie zabrakło, ani tego pokarmu dla ciała, ani tego dla duszy.

Wesołych Świąt!

Minia.




poniedziałek, 16 grudnia 2013

Przepis na pierniczki



13 grudnia, dzieci otworzyły kolejną szufladkę, zrobionego specjalnie dla nich, kalendarza adwentowego.

Zadanie na dziś brzmiało:
"Pieczemy pierniczki świąteczne."

Radosne szaleństwo trwało jakieś 15 minut.
Pieczenie pierniczków to jedna z niewielu rzeczy, która ma zaszczyt stanowić konkurencję dla klocków Lego.
W tym wypadku nawet nie było mowy o Lego. 
Przecież na to pieczenie czekali tak długo!
Kiedy się już wybiegali z radości i wypiszczeli, zaczęliśmy szukać naszych foremek do pierniczków.
Foremki się znalazły w: kuchni, szafce na buty, pudełku z klockami, i paru innych miejscach.
Teraz wyzwanie dla mnie. Muszę znaleźć przepis. Taaa.... Gdzieś go miałam...
Na pewno gdzieś go miałam... Zupełnie nie rozumiem, dlaczego nie mam go w worku z przepisami... A może... Mam! Był w szufladzie z workami:)

Do dzieła!

mąka
miód
itd...

- Mamo, musisz dodać jeszcze przyprawy do pierniczków. - odzywa się Adaś.
- Masz rację, Adasiu. A pamiętasz, jakie?

(Kilka dni wcześniej, dzieci miały zadanie adwentowe, polegające na zapoznaniu się z "zapachem świąt". Odgadywały różne zapachy. Poznawały też przyprawy do pierniczków, które nadają im taki piękny aromat.)

Adaś myśli nad odpowiedzią...

- No te przyprawy... Takie brązowe patyki, szare kulki... No wiesz, te wszystkie po których Olek kichał.
- Zgadza się. Tylko dodamy zmielone. Zapamiętałeś jak się nazywają? Ty mów, a ja będę dodawać.
- Gwoździki, gałki muszkieterki, syjanol i bimbir.




niedziela, 8 grudnia 2013

Niedziela u teściów



Adaś spędza sobotę u swojego kolegi. 
Chłopcy bardzo się cieszyli na to spotkanie i naprawdę dobrze się razem bawili.
Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy.
Czas wracać do domu. Mama każe kończyć zabawę.
Ech... jak trudno jest się rozstać, kiedy jest taka fajna zabawa.

Kolega Adasia, trochę smutny, jak sądzę, pyta:
- Adaś, a może jutro się spotkamy?
- Jutro nie mogę. Jadę do teściów. - odpowiada, po namyśle, Adaś.
Kolega, nie wiedząc zapewne co to te "teście" pyta dalej, mając nadzieję, że to jakaś krótka sprawa do załatwienia.
- A o której wracasz od tych 'teściów"?
- No jeszcze nie wiem. Zobaczę, jak pójdzie.



Adaś słyszał, jak mama dwa dni wcześniej mówiła do mamy właśnie tego kolegi, że w niedzielę jadą do teściów. Biedak pomyślał, że i on będzie musiał tam jechać. Cokolwiek to miało znaczyć...

Jakież było zaskoczenie Adasia, kiedy w niedzielę rano okazało się, że jedzie do dziadków.
- A kiedy pojedziemy do teściów? - pyta.
- Do Twoich?... Mam nadzieję, że jeszcze nieprędko...





sobota, 7 grudnia 2013

Sposób na wymarzony prezent



Pytam się Adasia, o jaki świąteczny prezent będzie prosił w liście Św. Mikołaja.
- O statek Lego Malevolence, przecież wiesz.
- No tak. A nie chciałbyś dostać czegoś innego?
- Nie.
- Ale wiesz, to bardzo drogi prezent. Myślę, że Mikołaj może go nie zrealizować. Co by to było, gdyby każde dziecko chciało taki drogi prezent, np. skuter śnieżny. Mikołaj chyba by wtedy zbankrutował.
- Oj Mamo, co ty pleciesz. Przecież dla Mikołaja nie ma rzeczy niemożliwych. On spełnia każde marzenie dziecka.
- No, ale nie sądzisz, że to za drogi prezent?
- Mamo, wiem, że jest drogi. Dlatego proszę o to Mikołaja, bo wiem, że Wy nie macie tyle pieniędzy.
- Oj Adasiu. A może wolałbyś jakąś grę?
- Mamo, ja już pół roku czekam na te święta, żeby w końcu poprosić o ten statek Mikołaja. I jeśli on mi go nie przyniesie pod choinkę, to... to ja... to ja chyba przestanę wierzyć, że on w ogóle istnieje. - kończy prawie z płaczem.
- Wiem Adasiu. - pocieszam go.

Po chwili dodaje szeptem, tak cicho, że ledwie słyszę:
- Mamo, ja tak bardzo chciałbym wierzyć w Św. Mikołaja...




piątek, 6 grudnia 2013

Definicje Adasia




Tlenkowęgle - są to niewidzialne substancje organiczne, unoszone w powietrzu. Są bardzo pożyteczne, bo przez nie widzimy kolory.



Antycząsteczki - to jest takie coś, co ma każde zwierzę. I wszyscy je mają. Można je zobaczyć pod mikroskopem. Trzeba na przykład przekroić dżdżownicę i włożyć pod mikroskop i wtedy widać te antycząsteczki. One są potrzebne do tego, żeby nie było dziury, bo jak kilka się zgubi, to wtedy jest dziura w tej dżdżownicy.









wtorek, 3 grudnia 2013

Kto posprząta pokój?



Czy wiecie, jak brzmi najczęściej wypowiadane przeze mnie pytanie?
To proste.
"Kto znowu porozwalał te zabawki?"
Oczywiście, jest to pytanie retoryczne.
Winowajca się na ogól nie znajduje.

Dzisiaj:

Wchodzę do pokoju dzieci.
- Kto znowu porozwalał te zabawki? - pytam.
W pokoju jest Olek.
Patrzy na mnie zdziwiony.
Powtarzam pytanie.
Na co Olek:
- Na mnie nie patrz. Ja się znam tylko na cudach.
Teraz ja patrzę na niego zdziwiona.
- To może mi powiesz, jakim cudem, wszystkie zabawki są porozwalane po pokoju?
- Mamo, Adaś się na tym zna lepiej. On ma większe doświadczenie w rozwalaniu.- informuje mnie Olek.
Wołam Adasia.
Powtarzam pytanie.
Teraz Adaś patrzy na mnie zdziwiony.
- Ale, o co Ci chodzi, Mamo? - pyta.
- Wiesz, bo wydawało mi się, że wczoraj Wasz pokój był bardzo ładnie posprzątany.
- Ojjjj, Mamoooo. Bo to było wczoraj...
- No i ... ?
- Bo to wszystko wina taty.
- Taty?
- Tak. Bo widocznie zapomniał posprzątać zabawki przed wyjściem do pracy.
- Aha... To może zrobicie mu niespodziankę i pięknie posprzątacie, żeby znowu mógł się pobawić?
Adaś rzucił okiem na pokój. Chwilę pomyślał. Niemal gołym okiem było widać, jak zapala się mu lampka w głowie. Klasną w dłonie i powiedział:
- Oświeciło mnie! Nie ma sprawy, Mamo! Już wiem, jak to szybko posprzątać.
- Tak? To świetnie!
Adaś zwrócił się teraz do młodszego brata:
- Chodź Olek. Będziemy budować katapultę.

Tak więc chłopcy budują katapultę, którą próbują wrzucać klocki do pojemnika. Klocki lądują oczywiście wszędzie, poza pojemnikiem. W pokoju jest nadal bałagan, ale czy to jest ważne? Nie :)
Ważne jest to, że od godziny jest cicho. Dzieci naprawdę fajnie się bawią, a ja piję sobie herbatę z imbirem i piszę bloga. W ciszy :)



niedziela, 1 grudnia 2013

1 niedziela adwentu


No i się zaczęło...

Nasze postanowienie na Ten Czas to: przygotować się bez pośpiechu.



Z kalendarza adwentowego dzieci:

Dzień pierwszy.
"Dzisiaj pierwsza niedziela adwentu. Za niecałe 4 tygodnie Święta Bożego Narodzenia.
Przygotujcie wieniec adwentowy.
Po powrocie z kościoła zapalcie pierwszą świecę."



Rozmawiałam z dziećmi o znaczeniu tych świec.
Adaś zauważył, że ta pierwsza jest największa.
- Mamo, czy ta świeca jest najstarsza? - pyta.
- Nie.
- W takim razie jest najważniejsza. - stwierdza.
- Wiesz, myślę, że masz rację. Ona rozpoczyna czas naszych przygotowań.
- No, a ta najmniejsza, to jest taka niecierpliwa. - dodaje Adaś.
- Niecierpliwa?
- Tak. Bo jak ktoś będzie ją już zapalał i zobaczy, że ona jest taka króciutka, to zrozumie, że zostało mu już bardzo mało czasu i będzie się bardzo niecierpliwił.





niedziela, 24 listopada 2013

Bo ten Olek lubi ser.



Nieuniknioną, chyba, sprawą było to, że i mojego syna natchnie w końcu ta genialna myśl, żeby mieć pieska...

Temat wraca jak bumerang, średnio raz na kwartał.

Tym razem długa rozmowa na temat alergii i małego mieszkania w bloku przekonała Adasia... na chwilę.


Pewnego dnia.
Jedziemy w windzie z psem. (uwielbiam to :-/ ).
Choć muszę tu uczciwie przyznać, a raczej pochwalić mieszkańców naszego bloku, że zawsze pytają się o to, czy mogą wsiąść do windy z psem.
No i co z tego.
Kiedy ja otwieram usta, żeby wypowiedzieć swoje zdanie w tej kwestii, moje dzieci przekrzykują się jedno przez drugie, że TAK!!!
I już po chwili obaj wiszą na biednym psie.
Jestem pewna, że niebawem te biedne stworzenia same będą zwiewać z windy na widok moich dzieci.

Jedziemy sobie tak windą, jedziemy...
Odzywa się Adaś:
- No widzisz, no widzisz, Mamo! Ani razu nie kichnąłem i nic mnie nie swędzi.
- Wiesz synku, za to mnie już wszystko. No i duszno mi jakoś... hm... (:-/ )
- Naprawdę? - odpowiada zmartwiony. - Mamo, a może to nie od pasa. Może Ty jadłaś za dużo czekoladek?

Znowu wracamy do rozmowy o psie.
Adaś odpuszcza... na razie.

Przychodzi mu za to do głowy inna świetna myśl.
- Mamo, kupmy sobie kota!
- A po co nam kot?!

I tu, jak łatwo było się domyślić, Adaś znalazł na poczekaniu całą masę argumentów za tym, aby mieć kota.
Kiedy pomysły zaczynały się mu już powoli kończyć, nagle zaświeciła się kolejna lampka w głowie:
- Mamo, my musimy mieć kota. I to dzisiaj! - mówi.
- Tak, a dlaczego musimy? - pytam.
- Bo to wszystko przez Olka.
- Przez Olka?
- Tak. Bo on je dużo sera. A myszy lubią ser. No i jak one poczują, że u nas w lodówce jest dużo sera, to wszystkie z całego miasta tu przyjdą. I co wtedy będzie? Ludzie z bloku będą mieli problem... A koty... Koty lubią myszy, więc,... jak te myszy zobaczą, że u nas jest kot to sobie pójdą.





czwartek, 21 listopada 2013

Niespodzianka


Moje codzienne życie opiera się na jednym z trzech scenariuszy:
1. Adaś chory w domu. Olek w przedszkolu.
2. Olek chory w domu. Adaś w szkole.
3. Obaj chorzy w domu.

Czasem jest apogeum, kiedy do punktu nr 3 muszę dodać chorego męża. Wtedy, za sprawą tych wirusów oczywiście, atmosfera w domu działa bardzo motywująco do częstego uprawiania joggingu (głównie po sklepach:-) ).


Pewnego dnia wg punktu 2:

- Mamusiu będę dzisiaj bardzo grzeczny. - deklaruje Olek.
- To super, Kochanie.
- Mamusiu, będę taki grzeczny, że nawet cały dzień będę się bawił sam w pokoju.
- To wspaniała wiadomość. (Ciekawe jak długo).

Olek jak powiedział, tak zrobił.
Pozbierał porozrzucane zabawki z przedpokoju i poszedł się bawić do pokoju zamykając za sobą drzwi.

Kiedy mijała godzina postanowiłam bliżej zapoznać się z nowym lekiem przypisanym mojemu dziecku i powiązać jego potencjalny wpływ na zachowanie Olka. Może powinien go częściej przyjmować. Na przykład co godzinę.
Choć, z drugiej strony, zawsze trzeba mieć nadzieję, że zdarzy się cud i nastąpi w końcu ten moment, kiedy Olek zacznie się sam sobą zajmować.

Tymczasem drzwi się otworzyły, Olek wystawił głowę i poinformował, że potrzebuje obrus albo ładną ścierkę i... żeby mu nie przeszkadzać.
- Och, nie mam zamiaru.

Po jakimś czasie wyszedł i zapytał, czy był grzeczny.
- Olusiu, już dawno tyle nie udało mi się zrobić. Byłeś supergrzeczny!
- Mamusiu, to może zasłużyłem na nagrodę? - pyta trzepocząc rzęsami.
- Hmm... No dobraaaa. A jaką? - pytam niepewnie.
- Chciałbym dostać ciasteczko Misia Lubisia.
(Ha. Podejrzał Spryciarz, że mam w szafce).
- Ok. Proszę.

Widzę, że Olek przygląda się ciastku i mocno nad czymś myśli.
- Otworzyć Ci? - pytam.
- Nie. Ja byłem grzeczny, żeby zasłużyć na ciasteczko, bo chcę je dać Adasiowi. Przygotowałem dla niego piknik w pokoju. - tłumaczy słodkim głosikiem.
- Oj, Kochanie, to bardzo ładnie.
 Przytulam go mocno, wzruszona jego miłością do brata.


Kiedy ja ponownie, z niedowierzaniem i nadzieją, czytałam "skutki uboczne" leku przyjmowanego przez Olka on tajemniczo znika.

Mija trochę czasu.

Przed wyjściem po Adasia do szkoły idę do łazienki i widzę zawiniątko z obrusa wepchnięte... pod sedes.
Rozwijam.
W środku znajduję ciasteczko.
- Oleeeeek! Po co, Kochanie, włożyłeś to ciastko pod sedes?
- Mówiłem Ci, że Adaś ma mieć niespodziankę.
- Aha.

Wracamy z Adasiem ze szkoły.

- Adaś, idź do łazienki i umyj potem ręce. - sugeruje Oluś.
Adaś idzie.
- Zobacz. Ciekawe, co tam jest? - mówi tajemniczo Olek, wyciągając spod kibla zwinięty w kulkę obrus. - To dla Ciebie, Adasiu.

Adaś jakoś nie wygląda na zaskoczonego.
Patrzy na Olka podejrzliwym wzrokiem.
- Co mi rozwaliłeś? - pyta.
- Nic.
- Nie-wie-rzę.

Olek znika.

Po chwili słychać wrzask Adasia:
- Mamoooo!!! Olek rozwalił mój pojazd z klocków!!! Pół dnia go budowałem!!!

No cóż. Faktycznie budował go pół dnia.
Ech...

- Oleeek. Pozwól do mnie! - wołam.

Przychodzi Olek, siada mi na kolanach, oczy załzawione, buzia w podkówkę. Patrzy na mnie z takim smutkiem w oczach, że mało sama się nie rozpłaczę.
Po policzku spływa mu wielka łza, a on cały nieszczęśliwy pyta:
- Mamo, dlaczego Adasiowi nie podobała się moja niespodzianka. Ja mu oddałem całe moje ciasteczko. Ja cały dzień czekałem, jak on przyjdzie i się ucieszy.

I co tu z takim robić?






Skóra pod mikroskopem



Rozmowa moich dzieci:
- Olek, ciało człowieka jest pokryte pod mikroskopem czułkami.
- No co Ty, Adaś. Jest pokryte zarazkami.



środa, 20 listopada 2013

Tort



Co mówi Olek na widok tortu, który właśnie upiekłam?

- Mogę w nim podłubać?
- Nie. - odpowiadam

Przychodzi po chwili z wiertarką (dziecięcą).

- Mogę w nim powiercić?
- Nie!

- Co za nudny tort!



Działanie matematyczne



- Mamo, ile to jest kilka dodać kilka? - pyta Adaś
- Kilka.
- Nie. Kilka dodać kilka, to sześć.




czwartek, 14 listopada 2013

Chlumki i gma



Olek wyszedł na dwór i zatrzymał się tuż za schodami. Zadarł głowę do góry           i patrzy, patrzy, patrzy...

- Na co tak patrzysz, synku? - pytam.

Olek nic nie odpowiedział. Cicho westchnął i rozmarzonym wzrokiem dalej patrzył na coś, co było wysoko na niebie...

Po chwili odwrócił się do mnie i rzekł:
- Łobać, Mamo (zobacz). Chlumki.
- Chlumki?
- Tam, wysioko.
- Aaaaa, chmurki.
- Tak chlumki. Jedna chlumka, dluga chlumka, tsiecia chlumka...

Na jego twarzy widać było wielkie wzruszenie. Wyglądał jakby przed chwilą wrócił do rzeczywistości z jakiejś bardzo odległej krainy. Z Krainy Chlumek.
Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy, kiedy tak stał i... po prostu... był szczęśliwy, bo zobaczył chlumki...


A dzisiaj?

Dzisiaj za oknem jest gmła lub inaczej: "gma" :)
A to słowo, z kolei, pochodzi ze słownika Adasia.

Gma (mgła) jest częstym tematem prac plastycznych Adasia.

Z "archiwum":

Adaś trzy lata.
- Adaś, dlaczego wylałeś cały pojemnik z białą farbą na karton? - pytam zdziwiona
Adaś myśli i nie odpowiada. 
- A jak zrobić ssary? - pyta mnie po chwili.
- Trzeba biały pomieszać z czarnym.
Adaś, niewiele myśląc, wylał na karton kolejny pojemnik z farbą. Tym razem            z czarną.
- Adaś, co to ma być?!
- Gma. Nie widziss?"


Nie muszę Wam już pisać, że "chlumka" i "gma", to moje ulubione słowa:) 
Szkoda, że nie można opisać tych słodkich jak miód głosików moich dzieci.
Też byście się rozpłynęli. :)


Przed nami weekend. Życzę Wam więc pogody bez gmy. Abyście też mogli, tak jak Olek... choć na chwilę... zachwycić się pięknem chlumek.


Minia.






czwartek, 7 listopada 2013

Wykształcone nauczycielki



- Mamo, dlaczego uczą mnie same baby?! - pyta ze złością Adaś
- Nie uczą Cię baby, tylko kobiety. Poza tym, nie masz racji, bo uczą Cię też mężczyźni. - odpowiadam.
- Tak. Tylko jeden.
- Ja wiem o dwóch.
- No, niech Ci będzie. - odpowiada zdenerwowany i rozżalony.
- Kochanie, powinieneś się cieszyć, że masz takich nauczycieli. Twoje Panie nauczycielki to naprawdę wspaniałe, dobrze wykształcone kobiety.
- No, nie wszystkie.
- A skąd wiesz? - pytam
- Bo jedna, to ma taką bardzo okrągłą głowę, a jedna taką nie bardzo okrągłą...






wtorek, 5 listopada 2013

Powitania... jak zwykle



Wychodząc z domu mówię do Adasia, że idę po zakupy.
Wracając z siatkami do domu stwierdzam jednak, że zajdę po drodze po Olka do przedszkola.
Ledwo wkładam głowę za drzwi od sali, a już wyskakuje z niej mój synek. Subtelnie rzuca mi się na ręce, o mało nie rozbijając mi głowy o futrynę i tak mocno ściska za szyję, że o mało nie zwymiotuję. Ponieważ jednak, w takiej sytuacji każdy obserwator wzruszy się do łez, więc nie pozostaje mi w tym momencie nic innego, jak napisać, że poczułam się bardzo szczęśliwa na widok mojego syna. (Bo niekoniecznie z powodu jego "delikatności").

Pierwszą wiadomością dnia, dzisiaj, było:
- A ogórek kiszony, to ma kształt okrągły...
- No tak, to rzeczywiście fascynująca informacja. A coś jeszcze?
- Pani zjadła po kryjomu dwie czekoladki.
- No, to chyba się nagrało na kamerze, więc będą dowody. A coś jeszcze? Może coś ciekawego dzisiaj robiłeś? - pytam
- Tak.
- A można wiedzieć, co?
- To co wczoraj.
- Hmm... Super. A co robiłeś wczoraj?
- Nie pamiętam.

Z wiadomości o ogórku wydedukowałam, że, być może, było dzisiaj coś o warzywach. Może o kolorach. A może o kształtach. Eeeee tam. Mniejsza o to.

- Olek, a wiesz, że jutro w przedszkolu będzie fotograf? - zaczynam z innej beczki
- Wiem, wiem... - Olek kiwa głową.
- O, Pani Wam mówiła?
- Nie. Podsłuchałem. - mówi szeptem.
- Aha... Mniejsza z tym... Wiesz, jak Pan fotograf będzie robił zdjęcie, to proszę, abyś się ładnie uśmiechnął.
- Taaaak, wieeeeem. I jeszcze można powiedzieć jakieś słowo do uśmiechu.
- Zgadza się. Np.: seeeer. - podpowiadam
- Albo dupaaaa...

Olek się ubiera, ja poczułam, że muszę się rozebrać. 

Idziemy do domu. W drzwiach wita nas Adaś, który już nie mógł się doczekać na jogurty, które miałam mu kupić w sklepie.
Bierze ode mnie siatkę w momencie, kiedy zza moich pleców wyłania się Olek wrzeszczący na cały korytarz:
- Cześć Adaś!
Adasiowi ręce opadły. 
W spojrzeniu Adasia, którym obdarzył nas na powitanie, raczej nie było entuzjazmu.
Spojrzał na mnie z rezygnacją i mówi:
- A dzieciaka, to co? W promocji Ci dali?!






poniedziałek, 4 listopada 2013

Nauka w domu



Adaś spędza dzień w domu. (Oczywiście chory).

- Poćwiczymy Twoje rysowanie. Co Ty na to? - pytam.
- Wiedziałem, że w końcu to wymyślisz. - odpowiada z naburmuszoną miną.

Adaś nie cierpi szlaczków i kolorowanek. Woli rysować własne "projekty".

- Adaś, trzeba.
- No doooobraaaa....

Szlaczek zrobił, o dziwo, całkiem dobrze, choć zajęło mu to 1/10 sekundy.

Następnie, dałam mu do pokolorowania obrazek z rowerzystą.
Zaglądam po chwili i co widzę:
Adaś nie pokolorował nic na obrazku. 
Za to: rowerzyście domalował gwiazdki wokół kasku, tłumacząc, że przed chwilą spadł z roweru. Do kierownicy dorysował prędkościomierz ze "100" na liczniku, bo to przecież szybki rowerzysta. Twarz zamalował na czerwono, bo tak się zmęczył podczas szybkiej jazdy. A włosy na siwo, bo... tak w ogóle, to może to był dziadek...

Praca skończona. 
Ja uradowana, bo kolorować nie potrafi i nie chce, ale historyjkę wymyślił całkiem fajną.

- Adaś, to może będziemy liczyć? - pytam.
- Tak. - odpowiada krótko.

Przynoszę mu pudełko wypełnione kasztanami.
- Proszę. Ja idę do kuchni, a Ty licz na głos, żebym słyszała.

No cóż.
Kasztany nie zostały policzone. Powstała za to kasztanowa galaktyka na podłodze, w tym kilka całkiem dobrze ułożonych gwiazdozbiorów.


- Adaś, czemu nie liczysz?
- Liczę.
- Tak? A co?
- Odległości między gwiazdami.
- Aha...

- To może, po prostu, idź układać klocki.
- Zajrzyj do pokoju. Ułożyłem fabrykę z taśmociągiem. Użyłem do tego gumowej gąsienicy.

- Hmm... To może ja pójdę się pouczyć ...





sobota, 2 listopada 2013

Oszczędność czasu



- Mamo, powinnaś zostać lekarzem. - stwierdza Adaś.
- Tak? A dlaczego?
- Miałabyś wtedy swój kuferek z narzędziami lekarskimi.
- Wiesz, nie bardzo są mi potrzebne takie narzędzia lekarskie.
Adaś był jednak przekonany, że mimo wszystko to dobry pomysł. Ciągnie więc dalej:
- Ale mamooo. Nie marnowałabyś czasu, żeby chodzić z nami ciągle do lekarza. Sama mogłabyś nas badać. No i miałabyś wtedy więcej czasu, żeby jeździć do sklepu na zakupy.
- Hmm... O tym nie pomyślałam:)

Statystycznie rzecz biorąc, rzeczywiście, mogłabym zaoszczędzić w ten sposób dużo czasu. 





wtorek, 29 października 2013

Hit miesiąca



Dzisiaj:

Wchodzę do szkoły, do której uczęszcza mój sześcioletni syn.
Idę na pierwsze piętro. Po drodze spotykam Panią Dyrektor.
- Dlaczego chodzisz w butach po szkole?! - pyta.
- Przepraszam. A gdzie są ochraniacze?
- A nie masz kapci?

Patrzę na nią oniemiała i widzę, że ona tak na serio.

- Pani Dyrektor - mówię delikatnie - Bo ja tu przyszłam po syna.


I, bynajmniej, mój syn nie chodzi do szkoły średniej... :)))



W sumie to miłe... :)



Szczegóły są ważne



Jesteśmy w odwiedzinach u rodziny.
Adaś i Olek bawią się ze swoją kuzynką.

- Pobawmy się w dom?  - proponuje dziewczynka - Ja będę mamą, Adaś tatą, a Olek synkiem.
- Ja nie chce być synkiem! Ja jestem już duży!!! - buntuje się Olek.
- To możesz być, na przykład... hmm... wujkiem.
- A kto będzie moją żoną?
- Nie będziesz miał żony.
- Ale ja chcę mieć żonę!!!

Kłótnię przerywa Adaś:
- To ja będę wujkiem, który jeszcze nie ma żony. Takim, no wiesz, naukowcem. A ty, Olek możesz być tatą.
- Ok. - akceptuje młodszy brat.

Po chwili:

- Ale ty nie możesz być mamą. - stwierdza Olek, mierząc surowym wzrokiem swoją kuzynkę.
- A dlaczego?!
- Bo ty nie masz cycuszków.
- Bo ja jeszcze jestem mała. Jak będę duża, to mi urosną, wiesz?!
- To wtedy się z Tobą pobawimy w dom. A teraz układamy Lego.






poniedziałek, 28 października 2013

Lokalizacja



- Mamo, popatrz! - Adaś wskazuje ręką kierunek na wprost siebie. - Z tej strony ulicy są Bielany, a z tej Łazierskiego,
- Kogo?
- Łazierskiego.
- A dlaczego akurat tak wymyśliłeś? - pytam.
- Bo tu się mieszka, a tam łazi.





środa, 23 października 2013

Bohaterowie na topie



Chłopcy bawią się w swoim pokoju.

W pewnej chwili słyszę:
- Ja chciałbym być takim robotem jak w Hero Factory. I walczyłbym z tymi złymi mózgami o tak: cia cia, a masz, a cia!
- A ja chciałbym być Ninjago - najlepszym wojownikiem. Chciałbym być mistrzem Spinjitzu i walczyć z Wężonami: cia, cia, ciu, ciu, a masz!

Co? Co to w ogóle jest? Nie, no ja nie wytrzymam!
Idę do nich.

- Chłopaki, a nie chcielibyście byś dzielnymi rycerzami. Wiecie, takimi, co mają ręce, nogi, głowę... Co prawda, oni nie walczą poprzez robienie młynków Spinjitzu, ale za to mają zbroję. W takiej bajce Wy moglibyście być dzielnymi rycerzami, a ja księżniczką, którą bronicie. (uśmiecham się zalotnie).

Chłopcy spojrzeli najpierw na mnie,... potem na siebie ... i ze zrezygnowaniem machnęli ręką... 
Potem jeszcze raz na mnie spojrzeli...

W końcu odezwał się Adaś:
- No co Ty, Mamo?! Takich bajek się już nie produkuje. Takie bajki, są już okropnie stare.





Ten typ tak ma


Namawiam Olka, aby przymierzył nowe spodnie.

- A cio mi za to daś?- pyta podstępnie.
- Całusa.
- Eeeee... Tylko tyle? ...

W końcu udaje mi się go namówić na przymiarkę.

Po trzech sekundach pół osiedla słyszy:
- Wystarci!!!

Rozbieram go, jeszcze raz prezentuję mu spodnie i pytam:
- No i ... ?
- Jakoś psieziłem. - wzdycha.
- Pytałam o spodnie.
- Nie psieziję.





Meblowanie



- Co robisz? - zapytał minie pewnego razu Adaś.
- Stoję i myślę.
- A o czym?
- Zastanawiam się, jak urządzić Wasz pokój, aby był bardziej wygodny, funkcjonalny i w ogóle, no wiesz, ... fajny.
- I co?
- No nie wiem. Jeszcze myślę...
- Nie musisz tyle myśleć i tyle kupować. Nam do pokoju są potrzebne tylko dwie rzeczy.
- Tak? A jakie?
- Dwa laptopy.






niedziela, 20 października 2013

Czuły barbarzyńca


Kochany drań.
Czuły barbarzyńca.
O Olku można wymyślać wiele takich porównań.
I jest w tym dużo prawdy.

Jedno jest pewne: w wyrażaniu swoich uczuć Olek jest bardzo skrajny.
Jest albo bezwzględny, nieczuły na czyjeś fochy i lamenty, po prostu: brutal, twardziel i tyle, albo tak słodki, wrażliwy, czuły i delikatny, jak nikt inny.

Taki to właśnie jest Olek.



Pewnego dnia...

- Mamusiu, skończyłem już jeść jogurcik. - oznajmia Oluś.
- Ok. To chodźmy na spacer.
- Ale Mamusiu, popatrz! Na stole została kropeczka jogurtu. Troszkę się rozlało. Mamusiu, tak mi szkoda, że ten jogurcik się rozlał.
- Nic się nie stało, Kochanie. Weźmiemy ścierkę i wytrzemy.
- Ale wtedy ściereczka będzie miała plamkę. Będzie brudna. - na jego buzi pojawia się mała podkówka.
- Oluniu, nic nie szkodzi. Ściereczkę włożymy do pralki i upierzemy. Będzie znowu czysta.
- Ale wtedy będzie mokra. Czy takie kolorowe ściereczki lubią być mokre?
- Olek, ścierki służą do wycierania. Jak się zabrudzą, to się je pierze. Wysychają i wtedy ponownie się ich używa. Tak już jest.
-  Ale one muszą być przez to ciągle prane...
- Olek, wiesz co? Chyba zaczniemy używać papierowych ręczników.

Wychodzimy na spacer.

- Mamusiu, ja tak bardzo chciałbym zabrać mojego kochanego misia. Pozwolisz mi?
- Oczywiście, Kochanie. Ale z Ciebie słodziak, wiesz?

Olek uradowany bierze misia za rączkę.
Nagle zatrzymuje się w drzwiach.

- Mamusiu, ale misiowi będzie zimno na dworku.
- Olek, misio ma futerko.
- Ale będzie mu zimno. - na buzi Olka znowu pojawia się podkówka.
- Okeeeeeey. Szukamy czapki dla misia.

Czapka dla misia znajduje się.

- Ale jemu zmarzną łapki.
- Łapki... powiadasz... Łapki, łapki, łapki... już wiem!

Po chwili na łapkach misia pojawiają się cztery kolorowe skarpetki, które zostały ochrzczone "misiowymi grzejłapkami". Olek nie zgodził się na nazwanie ich rękawiczkami, bo: "przecież misio nie ma paluszków ani rączek".

Wychodzimy.

Zjechaliśmy windą na dół.

Wyszliśmy przed blok.

Pierwsza grzejłapka ląduje w kałuży.

- Mamooooo! Ona jest brudna! Misiowi będzie zimno. Misio się przeziębi!!! ( krokodyle łzy na policzkach ).

Wracamy do domu. Zmieniamy grzejłapkę. Wychodzimy.

Spacerujemy! :)

...

Jesteśmy na przejściu dla pieszych.

- Mamo, zobacz! Listek!
Olek zatrzymuje się.
- Kochanie, chodź szybko! Jesteśmy na przejściu.
- Nieeee!!!! Tam leży listek!
- Znajdę Ci innego.
- Ale on leży na ulicy!
- Olek, już miga światło! Chodź!
Olek ryczy...
- Mamusiu, tak bardzo Cię proszę. Nie zostawiajmy tu tego listka.
- Ale dlaczego? - jestem już naprawdę zła.
- Bo jakiś samochód może go przejechać.

Samochód czeka. Kierowca puka się w głowę. My zbieramy listki z przejścia dla pieszych, żeby ich samochód nie przejechał.
Olek przytula ocalone listki i postanawia zabrać je do domu (hura! :( )
Ale nie jest źle. Olek nie zorientował się, że na jezdni też były liście.

Idziemy chodnikiem.
Olek spostrzega, że jeden liść ma złamany ogonek.
Oczy Olusia, w jednej chwili stają się dwoma oceanami pełnymi łez.
- Mamusiu, ten listek ma złamany ogonek. Wiesz, on chyba został przejechany przez samochód. Jego to boli...
- Myślę, że listek nie czuje bólu.
- Czuje. On chyba płacze, tylko ... wiesz, ... tak po cichutku...

Wracamy do domu. Przyklejamy plasterek na złamany ogonek listka.

...



Wieczorem.

Olek obmyśla plan, jakby tu dokuczyć Adasiowi.

Nagle odzywa się Adaś:
- Mamo, Olek popsuł wszystkie ludziki Lego!

Wchodzę do pokoju.
Olek trzyma w rękach mały, metalowy garnek od dziecięcego, zabawkowego zestawu. Wali łyżką o metalową pokrywkę. Obok jego nogi leżą rozczłonkowane ludziki Lego.
- Olek, przestań! Co Ty robisz?! Dlaczego popsułeś te ludziki? - pytam.
Olek podnosi pokrywkę, szczerzy zębiska i szyderczym głosem woła:
- Ha ha ha! Gotuję zupę z głów!



To, proszę Państwa, jest Olek. :)




wtorek, 1 października 2013

Jak w banku


- Olek, policzymy pieniądze w naszych skarbonkach. - zaproponował pewnego razu Adaś.
- Dobzie. - zgodził się Olek.

Obaj pobiegli do pokoju po swoje skarbonki.

Na każdej z nich jest taki sam "straszny" dinozaur.
Jednak, skarbonka z napisem: "ALEKSANDERODACTYL. Odważny i rezolutny dinozaur z najostrzejszymi kłami ns świecie" wydawała się być znacznie cięższa od skarbonki z napisem: "ADAMODACTYL. Towarzyski i dowcipny dinozaur z najgroźniejszym głosem w okolicy".
Obaj mocno potrząsnęli skarbonkami.
Tak, było już niemal pewne, że skarbonka Aleksandra jest bardziej wypełniona.
Kiedy chłopcy wysypali swoje pieniądze na podłogę stało się już oczywiste, że ... Olek ma więcej pieniędzy.

W oczach Olka przez chwilę widać było błysk radości, który jednak już po chwili przerodził się w zupełną obojętność.
Olka najbardziej w tej chwili zainteresowały kolory monet.

W oczach Adasia był smutek...

- Nie martw się Adasiu. - pocieszałam go - Jeśli będziesz oszczędzał, to z czasem, na pewno też będziesz miał pełną skarbonkę.

- Ale jeśli Olek też będzie oszczędzał, to i on będzie miał coraz więcej pieniędzy. W ten sposób nigdy go nie prześcignę. - odparł Adaś.

No tak...
Spojrzałam na dwie kupki monet i uśmiechnęłam się.

- Adaś, mam dla Ciebie dobrą nowinę. Wydaje mi się, że macie jednak tyle samo pieniędzy. Ty po prostu masz w swojej skarbonce monety o wyższej wartości.
- Ale Olek ma więcej monet. - odparł ze złością - On ma prawie całą pełną skarbonkę

- Ech, chłopaki... - wzruszyłam ramionami i zajęłam się prasowaniem.

Po chwili słyszę:
- Olek, wymienimy się. Ty mi dasz wszystkie swoje pieniądze, a ja ci dam swoje.
- Nieeeeee. 
- Olek, ja jestem starszy i będę się lepiej opiekował pieniędzmi. Nie będziesz się musiał martwić, że je zgubisz.
- Nieeeeee.
- Olek, Twoje pieniądze będą bezpieczne w mojej skarbonce, jak w banku.
- Nieeeeee.

Olek zaczął układać swoje monety kolorystycznie.  

I wtedy Adaś wymyślił świetny plan:
- Wiesz Olek, ja też mam kolorowe monety.
- Pokaś. - zainteresował się Olek.  
- Wiesz, mogę się z Tobą zamienić. Ty mi dasz wszystkie swoje pieniądze, a ja Ci dam swoje "złote" monety.
- Nieeeee, bo wtedy Ty będzieś miał duzio "polśkich źłotych". - okazało się, że Olek zna się na rachubach.
- Olek, to ja mam świetny pomysł: ja Ci oddam wszystkie swoje "złote" monety, a Ty mi oddasz wszystkie swoje "srebrne" i te "dorary" (dla Adasia wszystkie banknoty są dolarami).
- Bo wiesz... - ciągnął dalej - Te papierki, to Ci się do niczego nie przydadzą, nie grzechoczą,... mogą się porwać... i nie można po nich rysować.
- TAAAAK!!!! Adasiu, to świetny pomyśł!!! 

Tym sposobem, Olek stał się szczęśliwym posiadaczem wszystkich 1, 2 i 5-cio groszówek.
Jego radość nie miała końca. Układał je w kółeczko i kwadrat szczęśliwy, że wszystkie są do siebie podobne i nie psują mu "obrazka" swoim innym kolorem i wielkością.

A Adaś...

A Adaś sprytnie poupychał wszystko, co pozyskał, do swojej skarbonki i mocno się zamyślił.

Właśnie kończyłam prasować i już miałam zacząć z nim poważną rozmowę, kiedy zobaczyłam wielką melancholię na jego twarzy.
Zbita z tropu już nie wiedziałam, co mam myśleć.

- Adaś, po co Ci aż tyle pieniędzy? - pytam.
- Wiesz Mamo - zaczyna Adaś - bo ja widziałem w sklepie takie kredki, co miały chyba 50 kolorów...
- Po co Ci takie kredki?
- Nie dla mnie. Chcę uzbierać pieniądze i kupić je dla Olka. Wiesz,... to jest mój brat... Chcę, żeby zawsze był taki szczęśliwy...






sobota, 21 września 2013

Odpowiadaj mądrze :)



Czasem bywa tak, że nie masz czasu udzielić dziecku takiej odpowiedzi, jakiej ono oczekuje.
Czasem masz czas, ale nie masz już siły, bo...
... bo dzieci, przynajmniej moje, nie pytają czasem.
Pytają ciągle...

Każdy wie, że odpowiedzieć trzeba natychmiast, bo inaczej zamęczą.

Zdarza mi się, kiedy jestem mocno czymś zajęta, że odpowiadam losowo:
"Tak, to wspaniale", "Masz rację, Kochanie", "Dobrze", "Potem"...

.... Hmm... Ciekawe, gdzie ja to usłyszałam? ... :)))

Udzielając zdawkowych odpowiedzi własnym dzieciom, zapomniałam o jednym:
że one też się tego nauczą.


Pewnego dnia w tramwaju:

Olek:
- Mamo, gdzie jedziemy?
 - Do przedszkola muzycznego.
- A po co?
- Na zajęcia muzyczne.
- To pójdziemy na lody. - stwierdza.
- Jakie lody? - pytam trochę zamyślona.
- Ja chcę iść na lody.
- Synku, teraz jedziemy do przedszkola muzycznego.
- Tak, tak... To świetny pomysł, Kochanie... - odpowiada mój syn.
- ???
- To ja chcę loda truskawkowego...
- ... Ech.. No dobrze. Możemy się umówić, że pojedziemy na lody po zajęciach, jak przyjedzie po nas tata.
- A jaki?
- Olek, no a jak myślisz, jaki tata?

Olek znowu się zamyśla...

- Ale który?


Okazało się, że wokół mnie w tramwaju wiele osób czekało na moją odpowiedź.
:)





środa, 18 września 2013

Na tropie sławy

- Mamo, pakujemy się! Zabieramy sprzęty i jedziemy na wyprawę! - rozporządził Adaś

- A to Ci nowina! A można wiedzieć, dokąd?

- No na wyprawę!

- To ja proponuję zrobić tajną ekspedycję do sklepu po buty!

- Ojjjj, Mamoooo....

- No, a gdzie Ty chciałeś jechać, synku?

- Na taką prawdziwą wyprawę, gdzie się coś bada, odkrywa i są jakieś jaskinie, pająki i niebezpieczeństwa ...

- Aha... to nie wiedziałam... Zwłaszcza te pająki są kuszące... A Ty się nie boisz wyprawy do takiej jaskini?

- Oj Mamo, przecież ja już nie jestem dzieckiem! - woła oburzony Adaś - Przecież ja już chodzę do zerówki!

- No tak, ciągle zapominam, przepraszam. Ok, to co będziemy odkrywać? - pytam.

- Nooo, ja myślę, że ja kiedyś odkryję jeszcze nie odkryty gatunek dinozaurów. - stwierdza.

- Ale Adasiu, obawiam się, że to może być trudne. Wszystkie dinozaury już wyginęły.

- No przecież wiem, ale ja mam intuicję. - odpowiada tajemniczo.

- Tak? I co Ci podpowiada Twoja intuicja?

- Wiem, gdzie szukać. Zobacz, narysowałem mapę. Musimy tylko przekopać ten kraj. (pokazuje mi mapę)

- Adaś, to Afryka, a nie kraj. Chcesz przekopać Afrykę?

- No, dlatego biorę Ciebie na wyprawę, żebyś mi pomogła. Sam to bym chyba musiał z tydzień kopać...

- Och synku, doprawdy, czuję się zaszczycona... Adaś, a skąd Ty wiesz, że trzeba akurat kopać? - pytam

- Noo, poszukiwacze zawsze kopią, to ja też będę.

- No tak. Ale myślisz, że jak będziesz kopał, to znajdziesz dinozaura?

Adaś zaczyna mówić szeptem:

- Bo ja mam trop.

- O! A jaki? - ja też szepczę.

-Będę szedł tropem tego dinozaura jeszcze nieodkrytego.

- A skąd wiesz, gdzie jest jakiś trop dinozaura?

- Bo narysowałem na mapie jego ślady?

- Ok, To już wszystko jasne.


- Adaś, no a co zrobisz, jak już odkryjesz tego dinozaura? - pytam po chwili.

- Zostanę sławnym odkrywcą i będą o mnie pisać w gazetach.








Punkt odniesienia


Kolejny słodki moment, kiedy Oluś, wtulony we mnie, usypia...


W pokoju było już zupełnie ciemno.
Olek spojrzał przez okno i zapatrzył się w rozgwieżdżone niebo.

Na tle miliona gwiazd wydał mi się taki maleńki...

Mój mały Okruszek uśmiechnął się sam do siebie, po czym,... jeszcze raz spojrzał na gwiazdy, jakby chciał pozostawić im swoją ostatnią myśl... 


Kiedy się w końcu położył i przytulił mocno swojego misia, postanowił podzielić się ze mną swoim okryciem:

- Wieś Mamo, Śłonećko śpi tam, w kośmosie, a ja jeśtem z Tobą w domku i śpię tutaj.



wtorek, 17 września 2013

Marzenie o sławie


- Mamo, co zrobić, żeby być sławnym? - zapytał mnie kiedyś mój 5,5 letni syn.

- Najlepiej coś dobrego i legalnego, synku?

Adaś się zamyślił...

- A jak napiszą o mnie w gazecie, to będę sławny?

- Myślę, że tak. Gazety zazwyczaj piszą o czymś ważnym. (hm hm)

- A jak będą o mnie mówić w wiadomościach?

- Nooo, to wtedy na pewno będziesz sławny.

Teraz ja się zamyśliłam...

- Adaś, a co mieliby o Tobie napisać w tej gazecie?

- No nie wiesz!!! Że jestem sławnym PIANISTĄ!



piątek, 2 sierpnia 2013

małe duże Szczęście


 Olek właśnie usypiał.

Leżał słodko wtulony we mnie. Jego oczka już były zamknięte...

Nagle coś sobie przypomniał.
Otworzył szeroko oczy, usiadł i ... najpierw głośno westchnął, a potem rozmarzonym głosem powiedział:

- Wiesz, ... jestem taki szczęśliwy... Tatuś już niedługo urodzi dzidziusia... Już nawet urósł mu całkiem duży brzuszek.




środa, 31 lipca 2013

Z ostatniej chwili


- Chłopcy, idziemy na plac zbaw? 
- A na który? - pyta wybredny w tym temacie Adaś.
- Możemy iść na ten nowy, na którym jest duża rura do bujania. - proponuję.
Adaś podskakuje radośnie i woła:
- O, super! Ostatnio mam słabszą kondycję. Muszę poćwiczyć nad finezją ruchu...


(Czy to znaczy, że mam zabrać kaski?)




czwartek, 25 lipca 2013

Podróże kształcą



Adaś udziela rady swojej Cioci:
- Ciociu, jeśli chcesz mieć szczęście, to musisz jechać do Krakowa.
- Tak? A dlaczego, akurat do Krakowa? - pyta Ciocia.
- Bo tam, na Błoniach rośnie dużo koniczyny*, a na rynku można spotkać dużo koni**...


* chodzi o większą szansę na znalezienie czterolistnej koniczyny
** konie noszą podkowy = podkowy przynoszą szczęście

(Kraków... - bo niby gdzie można jeszcze spotkać konie? Chyba tylko w stadninach. Przecież nie na wsi... Przynajmniej nie w tej, do której Adaś często jeździ. 
No, a w Krakowie był.
I konie tam widział.
Ergo: podkowy też się znajdą!)



*****



- Wiesz, niedługo Święta. - cieszy się Adaś.
- Rzeczywiście, Adasiu. Niedługo... Jeszcze tylko 5 miesięcy...

Uśmiecham się i głaszczę po główce mojego miłośnika Świąt.

Adaś przez chwilę bardzo mocno się nad czymś zastanawia...
Zaczynam podejrzewać, jaki będzie dalszy ciąg dyskusji. 
Siadam więc wygodnie na kanapie, na stoliku stawiam kawę i ze spokojem wyczekuję momentu, kiedy Adaś zacznie recytować swoją listę prezentów, które chciałby dostać od Św. Mikołaja.

Tymczasem Adaś stanął obok półki, na której leży cała sterta różnych map i zaczyna czegoś szukać.

- Czy mogę Ci jakoś pomóc, synku? - pytam.
- Szukam mapy.
- Mapy?
- Tak, mapy: "Jak dojechać do Torunia".
- A po co chcesz jechać do Torunia? - pytam zdziwiona.
- Niedługo Święta... Pora jechać po pierniczki.



*****



Zwiedzamy dzielnice Warszawy.


- Mamo widziałem kota! - woła Adaś, z niepokojem w głosie.
- Tak, i co?
- Nooo... martwię się o niego.

Zatrzymuję się i patrzę ze zdziwieniem na mojego syna.

- Dlaczego się martwisz o tego kota, Adasiu. 
- Bo koty boją się wody. Martwię się, że jak będzie mokry, to nie będzie szczęśliwy. Oj nieeee...
- Adaś, co Ty wymyślasz? A niby jak ten kot miałby stać się mokry? - pytam.

Adaś rozgląda się, czy przypadkiem nikt go nie słyszy i szeptem mówi:
- Bo tu mieszkają tacy ludzie, którzy piorą koty.
- Co robią???
- Piorą koty. I one potem chodzą mokre i przez to ciągle miauczą. - wyjaśnia jeszcze ciszej niż wcześniej.
- Adaś, skąd Ci to przyszło do głowy? - pytam rozbawiona.
- Przecież sama mi powiedziałaś, że to jest Mokotów. 



Adaś wyjaśnia...


Adaś wyjaśnia:

- Amadeusz Mozart bardzo chorował jak był mały i dlatego umarł... On był tak bardzo chory, że musiał przez to caaaały dzień leżeć w łóżku. Jak się obudził, to nie mógł się bawić klockami Lego, tylko musiał leżeć i leżeć... A potem poszedł poleżeć pod drzewem i umarł.



- Francja, to jest taki kraj, gdzie można łapać kraby i straszyć nimi mamę.



- "Hińszpania" wzięła się stąd, że przyjeżdżało tam na wakacje dożo takich Pań Chinek, które były niskie.



- Wielkanoc jest po to, żeby się długo wyspać.



- Święta Wielkanocne są bardzo pożyteczne dla strażaków, bo mogą oni wtedy ćwiczyć psiukanie wodą. 


-



środa, 24 lipca 2013

Pierdziółka

- Czym jest "pierdziółka"?

"Pierdziółka" jest oczywiście brzydkim słowem, wymyślonym przez moje przebiegłe dzieci.

Jednak, ich zdaniem, nie na tyle brzydkim, aby było zabronione...

Wymyślone, ponieważ... czasem chce się coś powiedzieć, a brzydkich słów, jak wiadomo, używać nie wolno.

Ale "pierdziółka" należy też do kategorii słów "głupich", przez innych nazywanych też "sprytnymi".
Takich, kiedy to w doborowym, przedszkolnym towarzystwie ktoś próbuje, bez naszej zgody, brylować. Wtedy możemy zlikwidować przeciwnika poprzez częste używanie, zamiast przecinka, niezawodnego słowa "pierdziółka". Słuchacze, nie wiedząc co to jest, okażą szacunek rozmówcy i następnie z entuzjazmem będą powtarzać to samo przez wiele, wiele kolejnych dni, ku radości swoich rodziców i opiekunów.

"Pierdziółka", to również rodzaj słowa "zastępczego".
Jak wszystkim wiadomo, nasze mamy ciągle zamęczają nas nudnymi pytaniami, które nic nie wnoszą do naszego, tak skomplikowanego, przecież, życia.
Bo jakie znaczenie ma np., z czym będzie kanapka?
No i, generalnie, po co tyle gadać?
W końcu moje dzieci to faceci...
Zamiast więc udzielać długiej odpowiedzi, ich zdaniem, w wielu przypadkach wystarczą dwa "zastępcze" słowa rodzaju: "Było dobrze.", lub...  "pierdziółka".

 "Pierdziółka", pomimo wstępnego tępienia, okazała się na tyle zabawna, że na stałe weszła do naszego domowego słownika.

A zaczęło się tak:
- Ktoś puścił bąka. - podejrzliwie patrzę na moje Niewiniątka - Olek, czy to Ty? Chcesz iść do toalety?
- Mamo, to z pewnością nie byłem ja. - stwierdza Adaś.
- Ależ oczywiście! Ty już od kilku lat jesteś wyłączony z podejrzeń.
- To na pewno był Adaś! - Olek stoi z wyciągniętym palcem, wskazującym "winnego" Adasia.
- Mamo, a może nikt nie puścił bąka. Może to była tylko taka pierdziółka. - stwierdza Adaś.
- Tak, to była pierdziółka!!! - ochoczo potwierdza Olek - Mamo, muszę iść do toalety...


*****


Na placu zabaw:

- Bo wiecie, wtedy, w tym filmie, pojawiła się taka wielka pierdziółka i nikt nie wiedział skąd się wzięła... - opowiada Adaś.

Słuchacze, nie wiedząc, czym jest pierdziółka i nie chcąc wyjawić swojej niewiedzy, z wielkim uznaniem pokiwali głowami i przyzanli, że Adaś, to dopiero ogląda fajne filmy.

No i przyjaźń kwitnie,... a grono fanów Adasia rośnie....


*****


- Co kupiłaś? - pyta Adaś, zaglądając mi do siatki.

- Bułki.

- Ojejjjj! Znowu z tymi pierdziółkami...

- Tak. Bo te pierdziółki są zdrowe, wiesz?


*****


 - Kto rozlał znowu sok na mojego laptopa?! - pytam.
- Olek, ty pierdziólko, co Ty zrobiłeś! - Adaś krzyczy na brata.
- Ale to był Twój sok, więc sam jesteś pierdziółka. - Olek, ze stoickim spokojem odpiera zarzuty.
- Ale Ty mi go podpijałeś i go rozlałeś! - złości się Adaś.
- Zobacz, nic się nie stało, to tylko taka pierdziółka. Na szczęście więcej soku nam zostało, niż się wylało na komputer mamy. - pociesza Olek.


*****


- Adaś, z czym Ci zrobić kanapkę? - pytam.
- No z chlebem.
- A oprócz chleba, kanapka ma byś z czymś jeszcze? - próbuję dotrzeć do mojego syna, ciężko zapracowanego przy budowie ciężarówki z klocków. 

Adaś wzdycha.
"- No i po co te pytania? Czy ta Mama nie widzi, że jestem teraz zajęty?" - wyczytuję z jego spojrzenia :-)

- No z chlebem, szynką i jakąś pierdziółką. - odpowiada.



*****


W tramwaju:

- Co ta Pani ma na sukience? - pyta Olek swojego starszego brata.
- No wiesz, jak to baba... Jakieś pierdziółki...



i.t.d....








środa, 17 lipca 2013

Punkt 2: Mamy robią makijaż

Pewnego dnia:...


- Mamo, łobać! - Olek wskazuje mi paluszkiem Panią, która siedzi w tramwaju, na wprost nas.
- Na co mam patrzeć? - pytam.
- Łobać, jakie ta Pani ma pokolorowane flamastrami paznokcie!

Olek robi surową minę i zaczyna grozić paluszkiem.

- No, no, no!!! Nie wolno malować paznokci flamastrami!!! - woła.

Obie z Panią próbujemy powstrzymać śmiech.
Niektórym, siedzącym obok nas, jednak się to nie udaje:)

- Oluś, ta Pani ma pomalowane paznokcie specjalnym lakierem do paznokci. Dorosłe kobiety malują paznokcie. - tłumaczę.
- A czy im wolno? Mama im pozwala?
- Wolno. - uśmiecham się na widok jego zdziwienia.
- A po co tak kolorują paznokcie?
- Żeby były ładniejsze.
- A Ty, czemu nie pomalowałaś? - pyta, dokładnie oglądając każdy mój palec.
- Kiedyś malowałam, wiesz? ... Teraz nie mam na to czasu...

Tymczasem Olek, zdaje się nie słuchając mojego ostatniego zdania, cichaczem przysiadł się do Pani i zaczął z zachwytem oglądać jej "pokolorowane" paznokcie.
Olek jest wielkim fanem kolorów.
Wyznaje zasadę, że im więcej tym lepiej.
Zaczął po kolei, fachowo nazywać każdy kolor. A było ich kilka...

- Zieleń, czerwień, fiolet...

Na chwilę urwał, i z entuzjazmem zawołał na cały tramwaj:
- Łobać, Mamo! Ile kolorów!

Pani zrobiła się bardziej rumiana. Mam nadzieję, że tylko od śmiechu...

Olek, kiedy już dokładnie sobie przestudiował cały manicure, a potem pedicure i na końcu make-up uznał, że może wrócić na swoje miejsce w tramwaju.

.......


Dzisiaj:...

 
Wybieram się z Olkiem do miasta na zakupy.
Już prawie mamy wychodzi, kiedy mój trzyletni syn nagle staje na wprost mnie i mierzy mnie wzrokiem od stóp do głów.
- Mamusiu, ale Ty jeszcze nie jesteś gotowa! - oznajmia słodkim głosikiem.
- Tak? A o czym zapomniałam? - pytam mocno zdziwiona.
- Jeszcze nie pokolorowałaś sobie oczków.

Przytulam go do siebie i całuję z czółko.

- Chcesz, żebym zrobiła makijaż? - pytam.
- Tak. I nawet mogę Ci pomóc! - dodaje.
- Z wielką chęcią. Będziesz mi podawał kosmetyki. Ale, czy Ty na pewno będziesz w tym czasie grzeczny? Potrzebuję na to kilka minut. - pytam trochę niepewna, czy to aby dobry pomysł.
- Oczywiście. - odpowiada mój bardzo dorosły, trzyletni syn.

Uśmiecham się, bo oczywiście doskonale wiem, że nie o to mu chodziło.


Makijaż jest już gotowy.
Biorę torebkę i ... już mam otwierać drzwi do wyjścia..., kiedy słyszę:
- Nie pokolorowałaś jeszcze paznokci. Nie mogę z Tobą tak iść na zakupy.
- Olek, nie ma czasu! Zresztą,... nie mogę znaleźć lakieru do paznokci... Chodźmy już.

Ale Olek, nie dał się przekonać. 
W końcu, wszystko musi być perfekcyjne, zwłaszcza makijaż Mamy.
Pomyślał chwilę. 
Spojrzał na mnie, westchnął, i rzekł:
- Nie martw się Mamo. Pożyczę Ci moje flamastry...



wtorek, 16 lipca 2013

Zębowa Wróżka

- Wujku, przyszła do mnie dzisiaj w nocy Zębowa Wróżka i zostawiła mi pieniążek i ja go wrzuciłem do skarbonki. - opowiada Adaś.
- O, to fajnie.
- Tak. I niedługo znowu przyjdzie, bo drugi ząb już mi się całkiem mocno rusza.
- A wiesz Adasiu, jak ja byłem w Twoim wieku, to nie było jeszcze Zębowych Wróżek. - tłumaczy Wujek.
- Byyyły. - odpowiada, pewny siebie, Adaś.
- Ależ nie, nie było. Nie zostawiały mi pieniążka pod poduszką.
- Byyyyyły. Tylko wtedy nie miały jeszcze męża. - wyjaśnia Adaś.
- Jak to?
- Teraz mogą przychodzić, bo mają męża i mogą brać od niego pieniądze.


poniedziałek, 8 lipca 2013

Z postępem

- Mamo zobacz! Rusza mi się ząb! - Adaś otwiera buzię i pokazuje mi swoją dolną, lewą jedynkę.
- Ojej, Synku! Faktycznie! Twój ząbek się rusza!

Adaś jest bardzo podekscytowany i bardzo, bardzo dumny.

Na chwilę ogarnęła mnie nostalgia...

Tak niedawno,... niemalże wczoraj, notowałam pojawienie się pierwszego, mlecznego ząbka Adasia...
Tak dobrze jeszcze pamiętam te nieprzespane noce przy bolesnym ząbkowaniu, te, pojawiające się ni stąd, ni zowąd gorączki...

Jak ten czas leci...

Rusza mu się ząb.
Kto by pomyślał....
Przecież to mój mały Adaś...
Ten sam, ... a jednak... dorasta...

- Adaniu, Kochanie, jaki Ty już jesteś duży...

Całuję czule jego czuprynę i mocno ściskam go w ramionach.
Gdyby ta chwila mogła trwać wiecznie...
Gdyby można było zatrzymać czas...
Zatrzymać go w swoich ramionach... na zawsze...

- Adasiu, Ty dorastasz... - wzdycham.

W sercu czuję dziwne kłucie...
Coś ściska mi gardło i... jakoś tak... sama nie wiem czemu...moje oczy...
Ech...

- Adasiu... - ściskam go jeszcze mocniej - Mój Synku...

...

A Adaś,... filuternie puszcza do mnie oczko, zakłada nogę na nogę i mówi:
- No tak!  Jasna sprawa. Jestem już przecież duży chłopak.

Jest taki dumny...

- I przyjdzie do mnie Zębowa Wróżka - dodaje.
- Kto? - pytam
- Zębowa Wróżka. I przyniesie mi prezent. - wyjaśnia Adaś.
- Jak to, prezent? Zębowe Wróżki zostawiają pieniążek pod poduszką, a zabierają ząbek który wypadł. Nigdy nie słyszałam, aby przynosiły prezenty. -protestuję.
- Za Twoich czasów nie przynosiły, ale teraz mogą.
- Za moich czasów nikt nie słyszał o Zębowych Wróżkach.

Mój Boże, "za moich czasów"... ???
Czy ja jestem już starszą panią?
Rany!!! Chyba tak.
No dobrze, nie dajmy się zwariować.
To dopiero pierwszy ząb.
Jeszcze nie wyjeżdża na studia...

Tak więc, jeszcze przez chwilę, pozwolicie, nie będę "Starszą Panią".
Też coś! " Za Twoich czasów..."!

- No to co mi przyniesie Zębowa Wróżka? - docieka Adaś.
- Pastę do zębów.
- Ale Mamooo...
- Żadne Mamo. Ja nie słyszałam, żeby za ząb, który wypadł, ktoś dostawał prezent. A może za dwa zęby - dwa prezenty, co?
- Noooo!!! - Adaś zaciera ręce - Bo wiesz, ten drugi, na dole też mi się rusza.
- Adaś! Nie będzie prezentu. Będzie jeden pieniążek.
- No wiesz, Mamo... Trzeba iść z postępem...