środa, 31 lipca 2013

Z ostatniej chwili


- Chłopcy, idziemy na plac zbaw? 
- A na który? - pyta wybredny w tym temacie Adaś.
- Możemy iść na ten nowy, na którym jest duża rura do bujania. - proponuję.
Adaś podskakuje radośnie i woła:
- O, super! Ostatnio mam słabszą kondycję. Muszę poćwiczyć nad finezją ruchu...


(Czy to znaczy, że mam zabrać kaski?)




czwartek, 25 lipca 2013

Podróże kształcą



Adaś udziela rady swojej Cioci:
- Ciociu, jeśli chcesz mieć szczęście, to musisz jechać do Krakowa.
- Tak? A dlaczego, akurat do Krakowa? - pyta Ciocia.
- Bo tam, na Błoniach rośnie dużo koniczyny*, a na rynku można spotkać dużo koni**...


* chodzi o większą szansę na znalezienie czterolistnej koniczyny
** konie noszą podkowy = podkowy przynoszą szczęście

(Kraków... - bo niby gdzie można jeszcze spotkać konie? Chyba tylko w stadninach. Przecież nie na wsi... Przynajmniej nie w tej, do której Adaś często jeździ. 
No, a w Krakowie był.
I konie tam widział.
Ergo: podkowy też się znajdą!)



*****



- Wiesz, niedługo Święta. - cieszy się Adaś.
- Rzeczywiście, Adasiu. Niedługo... Jeszcze tylko 5 miesięcy...

Uśmiecham się i głaszczę po główce mojego miłośnika Świąt.

Adaś przez chwilę bardzo mocno się nad czymś zastanawia...
Zaczynam podejrzewać, jaki będzie dalszy ciąg dyskusji. 
Siadam więc wygodnie na kanapie, na stoliku stawiam kawę i ze spokojem wyczekuję momentu, kiedy Adaś zacznie recytować swoją listę prezentów, które chciałby dostać od Św. Mikołaja.

Tymczasem Adaś stanął obok półki, na której leży cała sterta różnych map i zaczyna czegoś szukać.

- Czy mogę Ci jakoś pomóc, synku? - pytam.
- Szukam mapy.
- Mapy?
- Tak, mapy: "Jak dojechać do Torunia".
- A po co chcesz jechać do Torunia? - pytam zdziwiona.
- Niedługo Święta... Pora jechać po pierniczki.



*****



Zwiedzamy dzielnice Warszawy.


- Mamo widziałem kota! - woła Adaś, z niepokojem w głosie.
- Tak, i co?
- Nooo... martwię się o niego.

Zatrzymuję się i patrzę ze zdziwieniem na mojego syna.

- Dlaczego się martwisz o tego kota, Adasiu. 
- Bo koty boją się wody. Martwię się, że jak będzie mokry, to nie będzie szczęśliwy. Oj nieeee...
- Adaś, co Ty wymyślasz? A niby jak ten kot miałby stać się mokry? - pytam.

Adaś rozgląda się, czy przypadkiem nikt go nie słyszy i szeptem mówi:
- Bo tu mieszkają tacy ludzie, którzy piorą koty.
- Co robią???
- Piorą koty. I one potem chodzą mokre i przez to ciągle miauczą. - wyjaśnia jeszcze ciszej niż wcześniej.
- Adaś, skąd Ci to przyszło do głowy? - pytam rozbawiona.
- Przecież sama mi powiedziałaś, że to jest Mokotów. 



Adaś wyjaśnia...


Adaś wyjaśnia:

- Amadeusz Mozart bardzo chorował jak był mały i dlatego umarł... On był tak bardzo chory, że musiał przez to caaaały dzień leżeć w łóżku. Jak się obudził, to nie mógł się bawić klockami Lego, tylko musiał leżeć i leżeć... A potem poszedł poleżeć pod drzewem i umarł.



- Francja, to jest taki kraj, gdzie można łapać kraby i straszyć nimi mamę.



- "Hińszpania" wzięła się stąd, że przyjeżdżało tam na wakacje dożo takich Pań Chinek, które były niskie.



- Wielkanoc jest po to, żeby się długo wyspać.



- Święta Wielkanocne są bardzo pożyteczne dla strażaków, bo mogą oni wtedy ćwiczyć psiukanie wodą. 


-



środa, 24 lipca 2013

Pierdziółka

- Czym jest "pierdziółka"?

"Pierdziółka" jest oczywiście brzydkim słowem, wymyślonym przez moje przebiegłe dzieci.

Jednak, ich zdaniem, nie na tyle brzydkim, aby było zabronione...

Wymyślone, ponieważ... czasem chce się coś powiedzieć, a brzydkich słów, jak wiadomo, używać nie wolno.

Ale "pierdziółka" należy też do kategorii słów "głupich", przez innych nazywanych też "sprytnymi".
Takich, kiedy to w doborowym, przedszkolnym towarzystwie ktoś próbuje, bez naszej zgody, brylować. Wtedy możemy zlikwidować przeciwnika poprzez częste używanie, zamiast przecinka, niezawodnego słowa "pierdziółka". Słuchacze, nie wiedząc co to jest, okażą szacunek rozmówcy i następnie z entuzjazmem będą powtarzać to samo przez wiele, wiele kolejnych dni, ku radości swoich rodziców i opiekunów.

"Pierdziółka", to również rodzaj słowa "zastępczego".
Jak wszystkim wiadomo, nasze mamy ciągle zamęczają nas nudnymi pytaniami, które nic nie wnoszą do naszego, tak skomplikowanego, przecież, życia.
Bo jakie znaczenie ma np., z czym będzie kanapka?
No i, generalnie, po co tyle gadać?
W końcu moje dzieci to faceci...
Zamiast więc udzielać długiej odpowiedzi, ich zdaniem, w wielu przypadkach wystarczą dwa "zastępcze" słowa rodzaju: "Było dobrze.", lub...  "pierdziółka".

 "Pierdziółka", pomimo wstępnego tępienia, okazała się na tyle zabawna, że na stałe weszła do naszego domowego słownika.

A zaczęło się tak:
- Ktoś puścił bąka. - podejrzliwie patrzę na moje Niewiniątka - Olek, czy to Ty? Chcesz iść do toalety?
- Mamo, to z pewnością nie byłem ja. - stwierdza Adaś.
- Ależ oczywiście! Ty już od kilku lat jesteś wyłączony z podejrzeń.
- To na pewno był Adaś! - Olek stoi z wyciągniętym palcem, wskazującym "winnego" Adasia.
- Mamo, a może nikt nie puścił bąka. Może to była tylko taka pierdziółka. - stwierdza Adaś.
- Tak, to była pierdziółka!!! - ochoczo potwierdza Olek - Mamo, muszę iść do toalety...


*****


Na placu zabaw:

- Bo wiecie, wtedy, w tym filmie, pojawiła się taka wielka pierdziółka i nikt nie wiedział skąd się wzięła... - opowiada Adaś.

Słuchacze, nie wiedząc, czym jest pierdziółka i nie chcąc wyjawić swojej niewiedzy, z wielkim uznaniem pokiwali głowami i przyzanli, że Adaś, to dopiero ogląda fajne filmy.

No i przyjaźń kwitnie,... a grono fanów Adasia rośnie....


*****


- Co kupiłaś? - pyta Adaś, zaglądając mi do siatki.

- Bułki.

- Ojejjjj! Znowu z tymi pierdziółkami...

- Tak. Bo te pierdziółki są zdrowe, wiesz?


*****


 - Kto rozlał znowu sok na mojego laptopa?! - pytam.
- Olek, ty pierdziólko, co Ty zrobiłeś! - Adaś krzyczy na brata.
- Ale to był Twój sok, więc sam jesteś pierdziółka. - Olek, ze stoickim spokojem odpiera zarzuty.
- Ale Ty mi go podpijałeś i go rozlałeś! - złości się Adaś.
- Zobacz, nic się nie stało, to tylko taka pierdziółka. Na szczęście więcej soku nam zostało, niż się wylało na komputer mamy. - pociesza Olek.


*****


- Adaś, z czym Ci zrobić kanapkę? - pytam.
- No z chlebem.
- A oprócz chleba, kanapka ma byś z czymś jeszcze? - próbuję dotrzeć do mojego syna, ciężko zapracowanego przy budowie ciężarówki z klocków. 

Adaś wzdycha.
"- No i po co te pytania? Czy ta Mama nie widzi, że jestem teraz zajęty?" - wyczytuję z jego spojrzenia :-)

- No z chlebem, szynką i jakąś pierdziółką. - odpowiada.



*****


W tramwaju:

- Co ta Pani ma na sukience? - pyta Olek swojego starszego brata.
- No wiesz, jak to baba... Jakieś pierdziółki...



i.t.d....








środa, 17 lipca 2013

Punkt 2: Mamy robią makijaż

Pewnego dnia:...


- Mamo, łobać! - Olek wskazuje mi paluszkiem Panią, która siedzi w tramwaju, na wprost nas.
- Na co mam patrzeć? - pytam.
- Łobać, jakie ta Pani ma pokolorowane flamastrami paznokcie!

Olek robi surową minę i zaczyna grozić paluszkiem.

- No, no, no!!! Nie wolno malować paznokci flamastrami!!! - woła.

Obie z Panią próbujemy powstrzymać śmiech.
Niektórym, siedzącym obok nas, jednak się to nie udaje:)

- Oluś, ta Pani ma pomalowane paznokcie specjalnym lakierem do paznokci. Dorosłe kobiety malują paznokcie. - tłumaczę.
- A czy im wolno? Mama im pozwala?
- Wolno. - uśmiecham się na widok jego zdziwienia.
- A po co tak kolorują paznokcie?
- Żeby były ładniejsze.
- A Ty, czemu nie pomalowałaś? - pyta, dokładnie oglądając każdy mój palec.
- Kiedyś malowałam, wiesz? ... Teraz nie mam na to czasu...

Tymczasem Olek, zdaje się nie słuchając mojego ostatniego zdania, cichaczem przysiadł się do Pani i zaczął z zachwytem oglądać jej "pokolorowane" paznokcie.
Olek jest wielkim fanem kolorów.
Wyznaje zasadę, że im więcej tym lepiej.
Zaczął po kolei, fachowo nazywać każdy kolor. A było ich kilka...

- Zieleń, czerwień, fiolet...

Na chwilę urwał, i z entuzjazmem zawołał na cały tramwaj:
- Łobać, Mamo! Ile kolorów!

Pani zrobiła się bardziej rumiana. Mam nadzieję, że tylko od śmiechu...

Olek, kiedy już dokładnie sobie przestudiował cały manicure, a potem pedicure i na końcu make-up uznał, że może wrócić na swoje miejsce w tramwaju.

.......


Dzisiaj:...

 
Wybieram się z Olkiem do miasta na zakupy.
Już prawie mamy wychodzi, kiedy mój trzyletni syn nagle staje na wprost mnie i mierzy mnie wzrokiem od stóp do głów.
- Mamusiu, ale Ty jeszcze nie jesteś gotowa! - oznajmia słodkim głosikiem.
- Tak? A o czym zapomniałam? - pytam mocno zdziwiona.
- Jeszcze nie pokolorowałaś sobie oczków.

Przytulam go do siebie i całuję z czółko.

- Chcesz, żebym zrobiła makijaż? - pytam.
- Tak. I nawet mogę Ci pomóc! - dodaje.
- Z wielką chęcią. Będziesz mi podawał kosmetyki. Ale, czy Ty na pewno będziesz w tym czasie grzeczny? Potrzebuję na to kilka minut. - pytam trochę niepewna, czy to aby dobry pomysł.
- Oczywiście. - odpowiada mój bardzo dorosły, trzyletni syn.

Uśmiecham się, bo oczywiście doskonale wiem, że nie o to mu chodziło.


Makijaż jest już gotowy.
Biorę torebkę i ... już mam otwierać drzwi do wyjścia..., kiedy słyszę:
- Nie pokolorowałaś jeszcze paznokci. Nie mogę z Tobą tak iść na zakupy.
- Olek, nie ma czasu! Zresztą,... nie mogę znaleźć lakieru do paznokci... Chodźmy już.

Ale Olek, nie dał się przekonać. 
W końcu, wszystko musi być perfekcyjne, zwłaszcza makijaż Mamy.
Pomyślał chwilę. 
Spojrzał na mnie, westchnął, i rzekł:
- Nie martw się Mamo. Pożyczę Ci moje flamastry...



wtorek, 16 lipca 2013

Zębowa Wróżka

- Wujku, przyszła do mnie dzisiaj w nocy Zębowa Wróżka i zostawiła mi pieniążek i ja go wrzuciłem do skarbonki. - opowiada Adaś.
- O, to fajnie.
- Tak. I niedługo znowu przyjdzie, bo drugi ząb już mi się całkiem mocno rusza.
- A wiesz Adasiu, jak ja byłem w Twoim wieku, to nie było jeszcze Zębowych Wróżek. - tłumaczy Wujek.
- Byyyły. - odpowiada, pewny siebie, Adaś.
- Ależ nie, nie było. Nie zostawiały mi pieniążka pod poduszką.
- Byyyyyły. Tylko wtedy nie miały jeszcze męża. - wyjaśnia Adaś.
- Jak to?
- Teraz mogą przychodzić, bo mają męża i mogą brać od niego pieniądze.


poniedziałek, 8 lipca 2013

Z postępem

- Mamo zobacz! Rusza mi się ząb! - Adaś otwiera buzię i pokazuje mi swoją dolną, lewą jedynkę.
- Ojej, Synku! Faktycznie! Twój ząbek się rusza!

Adaś jest bardzo podekscytowany i bardzo, bardzo dumny.

Na chwilę ogarnęła mnie nostalgia...

Tak niedawno,... niemalże wczoraj, notowałam pojawienie się pierwszego, mlecznego ząbka Adasia...
Tak dobrze jeszcze pamiętam te nieprzespane noce przy bolesnym ząbkowaniu, te, pojawiające się ni stąd, ni zowąd gorączki...

Jak ten czas leci...

Rusza mu się ząb.
Kto by pomyślał....
Przecież to mój mały Adaś...
Ten sam, ... a jednak... dorasta...

- Adaniu, Kochanie, jaki Ty już jesteś duży...

Całuję czule jego czuprynę i mocno ściskam go w ramionach.
Gdyby ta chwila mogła trwać wiecznie...
Gdyby można było zatrzymać czas...
Zatrzymać go w swoich ramionach... na zawsze...

- Adasiu, Ty dorastasz... - wzdycham.

W sercu czuję dziwne kłucie...
Coś ściska mi gardło i... jakoś tak... sama nie wiem czemu...moje oczy...
Ech...

- Adasiu... - ściskam go jeszcze mocniej - Mój Synku...

...

A Adaś,... filuternie puszcza do mnie oczko, zakłada nogę na nogę i mówi:
- No tak!  Jasna sprawa. Jestem już przecież duży chłopak.

Jest taki dumny...

- I przyjdzie do mnie Zębowa Wróżka - dodaje.
- Kto? - pytam
- Zębowa Wróżka. I przyniesie mi prezent. - wyjaśnia Adaś.
- Jak to, prezent? Zębowe Wróżki zostawiają pieniążek pod poduszką, a zabierają ząbek który wypadł. Nigdy nie słyszałam, aby przynosiły prezenty. -protestuję.
- Za Twoich czasów nie przynosiły, ale teraz mogą.
- Za moich czasów nikt nie słyszał o Zębowych Wróżkach.

Mój Boże, "za moich czasów"... ???
Czy ja jestem już starszą panią?
Rany!!! Chyba tak.
No dobrze, nie dajmy się zwariować.
To dopiero pierwszy ząb.
Jeszcze nie wyjeżdża na studia...

Tak więc, jeszcze przez chwilę, pozwolicie, nie będę "Starszą Panią".
Też coś! " Za Twoich czasów..."!

- No to co mi przyniesie Zębowa Wróżka? - docieka Adaś.
- Pastę do zębów.
- Ale Mamooo...
- Żadne Mamo. Ja nie słyszałam, żeby za ząb, który wypadł, ktoś dostawał prezent. A może za dwa zęby - dwa prezenty, co?
- Noooo!!! - Adaś zaciera ręce - Bo wiesz, ten drugi, na dole też mi się rusza.
- Adaś! Nie będzie prezentu. Będzie jeden pieniążek.
- No wiesz, Mamo... Trzeba iść z postępem...



czwartek, 4 lipca 2013

Taktownie

- Czy moja córeczka może się z Wami bawić? - zapytała kiedyś moje dzieci jakaś obca, bardzo szykownie ubrana Pani.
- Może. - odpowiedział krótko Adaś, nie podnosząc głowy.

Olek natomiast, który z natury jest bardziej dokładny, wstał i zaczął uważnie przyglądać się dziewczynce.

Młoda Dama wystrojona w piękną falbaniastą sukienkę, różowe sandałki i kapelusik w kwiatki widząc, że Olek uważnie ją obserwuje zaczęła zalotnie poprawiać włosy i sukienkę.

Ale Olek wie swoje i nawet największe wdzięki nie robią na nim wrażenia.

Spojrzał szykownej Pani prosto w twarz i powiedział:
- Nie może się z nami bawić.
- A dlaczego? - Pani, nie mogąc złapać tchu, zaczęła z przejęciem wachlować ręką na zmianę siebie i córkę.
- Bo my bawimy się w rycerzy. - odparł Olek.
- Och, to wybornie. Moja córeczka może być księżniczką!
- Taka "bzidula"?


*****


Obiad w restauracji.

- Czy Państwu smakowało? - pyta kelner.
- Tak, było wyśmienite. - odpowiadam.
- O, jakie słodkie dzieci. Smakował Wam obiadek? - kelner stara się być naprawdę uprzejmy.

Olek na cały głos:
- Było "obzidliwe"!!!


c.d.n. ... :)