czwartek, 30 stycznia 2014

Dzieci są cudowne... Zwłaszcza o poranku.



Kiedy się obudziłam, mój młodszy synek jeszcze smacznie spał, wtulony w moje ramię.
Wysunęłam delikatnie rękę, żeby go nie obudzić.
Leżałam tak obok niego i patrzyłam, jak spokojnie śpi...
Ma taką słodką, pyzatą jeszcze buzię...
Pulchniutkie, małe rączki...
I taki okrąglutki brzuszek. Taki, jaki mają tylko małe dzieci.
Nie mogłam się powstrzymać. Zaczęłam go głaskać i rysować palcem wskazującym kółeczka na jego brzuszku.

Obudził się nagle, najwyraźniej wyrwany z jakiegoś snu.
Usiadł obok mnie. Wziął mnie za rękę.
Uważnie rozejrzał się dokoła.

Jego oczy, kiedy są wyspane, doprawdy, są na pół twarzy :)
Oluś spojrzał na mnie swoimi wielkimi, jasnymi oczami. Zatrzepotał długimi rzęsami. Wskazał paluszkiem narysowanego na pościeli kwiatka, i ... bardzo poważnym głosem, zapytał:
- Czy takie kwiatuszki są hodowane w naszym kraju?

Parsknęłam śmiechem.

Tymczasem on, pytającym wzrokiem, patrzył na mnie i czekał na odpowiedź.

- Tak Oluniu. Takie kwiatuszki rosną w naszym kraju.

Oluś, otrzymawszy odpowiedź, postanowił ... dokończyć sen.
Ponownie, wtulił się w moje ramię i ... zasnął.

 ...

Spał spokojnie i tak cichutko.
Nie ma piękniejszego, słodszego widoku...
Jest taki cieplutki.
To niesamowite, ile ciepła może dać tak małe ciałko. Jest niczym mały piecyk.

Po chwili i ja usnęłam.

Kiedy Olek obudził się już na dobre, okazało się, że mama śpi.
Chyba go to zdziwiło.
W końcu za oknem już świeciło słonko.
Nie namyślając się zbyt długo, wskoczył na mnie i radośnie podskakując na moim brzuchu zaczął, ile sił, ... piać.
- Kukulyku!!!!! Kukulykuuuuuu!!!! Juś dzień! Pobudka!!!! Ja juś się wyśpałem!!!! Kukulykuuuuu!!!!!!


***

Była już 8:00, a może 8:30. Jeszcze spałam. Pamiętam, że śniło mi się coś bardzo przyjemnego. Pod ciepłą kołdrą było mi tak dobrze.
Poczułam nagle, jak jakieś maleńkie usteczka przyklejają się do moich ust. Było to coś tak drobnego, że sprawiało wrażenie zaledwie muśnięcia.
Nie chciałam się wybudzić.
Starając się nadal spać, zastanawiałam się w półśnie, co to mogło być.
Tymczasem, ponownie, coś drobnego i ciepłego bardzo ostrożnie dotykało moich ust.
- Może to motyl. Tak. Piękny, kolorowy motyl lekko muska skrzydłami moje usta... - pomyślałam, starając się uświadomić sobie, czy ja jeszcze śnię...
Mocniej wtuliłam się w kołdrę.
Postanowiłam, że jeszcze się nie obudzę. Nie teraz...

Mięła jakaś chwila.
Wydawało mi się, że mam kolejny sen.

Jakaś delikatna, drobniutka rączka zaczęła głaskać moje włosy.
Za każdym razem, jak rączka przesuwała się po głowie i włosach, czułam przyjemne ciepło, które za sobą zostawiała.

Śniłam dalej.

Jakiś maleńki paluszek, niczym czarodziejski ołówek, rysował kontury moich ust i oczu...

Potem, jakaś maleńka rączka wplotła swe paluszki w moje włosy.

Poczułam też na twarzy czyjś oddech. Słodki, pachnący dżemem truskawkowym.

Jakieś małe serduszko stało tak blisko, że jego rytmiczne bicie, przypominające mały dzwoneczek, słyszałam wyraźnie, coraz wyraźniej ...

To wszystko nie zdołało mnie jednak obudzić.
Było mi tak cudownie.
- Może to jakiś mały elf zakradł się do mojego łóżka - śniłam.
I na tą myśl, sama do siebie, uśmiechnęłam się.

W tej właśnie chwili, jakieś usteczka złożyły się w dzióbek tak maleńki, jak umiały i tak delikatnie, jak potrafiły, zaczęły powolutku, bardzo ostrożnie całować mnie w sam środek ust.

Było to jak sen. A może to był sen... Potem, wyraźniej,... i jeszcze wyraźniej, ...
Aż w końcu,...
A niech tam, ... otworzę oczy i sprawdzę...

Leniwie,... zaczęłam podnosić powieki.
Pocałunki nie znikały.

Tuż nad moją twarzą ujrzałam dwa błękitne jeziora, tak lśniące szczęściem, jak nigdy dotąd oraz uśmiech tak cudowny i szczery w swej radości, że pragnęłabym na zawsze wymalować go na twarzy każdego dziecka.

Małe usteczka mojego synka znowu zaczęły obsypywać mnie pocałunkami tak delikatnymi, jak... trzepot skrzydeł motyla.

- To Ty, Motylku? - wyszeptałam.
- Nie, to ja, Adaś. Przyszedłem Cię obudzić. Już rano. Wstań Mamusiu.
- Kocham Cię.
- Ale ja Cię kocham bardziej, Mamo ... Mamoo ... Mamooo ...

...



31 stycznia 2014 r.

Ze specjalną dedykacją dla wszystkich Czytelników, z okazji Międzynarodowego Dnia Przytulania :)

Minia

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Matematyka


Moje dzieci uwielbiają rachunki.
Ja za rachunkami nie przepadam, za to uwielbiam moje dzieci :)


- Mamo, ile jest jeden i jeden? - pyta Olek
- Dwa.
- No co Ty, Mamo! Ty w ogóle nie umiesz liczyć! Jeden i jeden to jedenaście.



piątek, 10 stycznia 2014

Znajomy


Adaś dostał pod choinkę banknoty do zabawy/nauki. Wczoraj postanowiłam je wykorzystać w zabawie i, przy okazji, pokazać chłopakom o co chodzi w umieszczonych na nich oznaczeniach.
Adam od razu zgarnął dla siebie wszystkie banknoty 200 zł :)
Olek wybrał po dwa każdego koloru, bo, nie wiem czy wiecie, ale dla Olka kolory są najważniejsze.
Oglądamy sobie te banknoty, a ja opowiadam:
- Na tym pieniążku jest Mieszko I. Był pierwszym władcą Polski...
- Nie znam! - urywa mi Olek.
- Tu jest Bolesław Chrobry...
- Nie znam! 
- O! Władysław Jagiełło! Jego wojska walczyły pod Grunwaldem! - woła Adaś, wymachując stówką.
- Nie zapoznawał się ze mną!!! - odzywa się zirytowany Olek.
Po chwili jednak, wyciąga banknot 50 zł i zadowolony woła:
- A tu jest Obi-Wan Kenobi. Tego znam.




wtorek, 7 stycznia 2014

Czary mary z reklamy



Co wnoszą w życie moich dzieci wyjazdy do dziadków?

No tak. Na pewno wiele można by tu wymieniać.
Wspaniałe zabawy, bezcenny czas spędzony razem,... ale... nie tylko to.
Otóż, moje dzieci, podczas każdego pobytu u dziadków zostają wzbogacone o nową wiedzę zaczerpniętą z reklam telewizyjnych.
Dlaczego akurat tam, tzn. u dziadków?
Bo u nas nie ma telewizora.
Tak, tak. Żyjąc w XXI w., w kraju podającym się za cywilizowany, mając wykształcenie itd. świadomie zdecydowaliśmy, że w naszym domu nie będzie telewizora. Po czym, 95% naszej rodziny i znajomych, nie zawsze wprost, ale jednak, stwierdziła, że: "jak to możliwe, że żyjąc w XXI w., w kraju cywilizowanym, mając wykształcenie itd. świadomie zdecydowaliśmy, że ..." no, że go nie mamy. Tego telewizora. Za to na pewno mamy coś nie tak z ...:)
Nie wdając się w opisy, kto w którą stronę lub na kogo lubi patrzeć, my na co dzień patrzymy na siebie. I tak już od 9 lat.
- A co powiecie dzieciom, jak zapytają się Was kiedyś, czemu nie macie telewizora, a inne dzieci w domach mają? - zapytała pewnego razu moja mama, gotowa nas uszczęśliwić nowym prezentem.
Wtedy spojrzałam jej głęboko w oczy i odpowiedziałam:
- Mamo, wiesz, porozmawiam z nimi o tym.
Nie wiem, czy zrozumiała.
Telewizor chciała nam kupować jeszcze przez kolejnych kilka lat.
Wypada teraz odpowiedzieć, czy moje dzieci naprawdę nas o to pytały.
Prawda jest taka, że nie. Nigdy. Ani razu.
W sumie, to nie wiem dlaczego. 
Wydaje mi się, że może dlatego, że zawsze, o cokolwiek nas/mnie zapytają, ja staram się im jakoś odpowiedzieć.
Jak chcą coś obejrzeć - włączam im komputer.
A czasami, wieczorem... całą rodziną wygodnie układamy się w łóżku i oglądamy filmy na suficie - z rzutnika. Mamy wtedy takie nasze małe kino domowe.
Naprawdę, oni nigdy nie odczuli braku telewizji.
Nie rozumieją tego niektórzy, którym o tym opowiadam. Nie wierzą akwizytorzy, pukający do drzwi z nową ofertą telewizji cyfrowej, ale tak właśnie jest.
Nie mamy telewizora.
 
No i co się dzieje, kiedy do kogoś pojedziemy na kilka dni.
Kiedy już dzieci się wybawią, wybiegają, ponudzą, i znowu, pięć razy powtórzę wszystkie te czynności, przychodzi im do głowy taka myśl, żeby obejrzeć telewizję.
Najbardziej przykuwające wzrok, słuch i zdawać by się mogło, wszystkie zmysły, są ... reklamy.

Co tam bajki. Przecież je znają.
Filmy? - Nic nadzwyczajnego.
Ale reklamy, to jest to!
Tego nie mają na co dzień.

Po powrocie z kościoła, nie było czasu na ściągnięcie najlepszych spodni i świeżo wypranej, odświętnej kurtki. 
Adaś usprawiedliwił się tak:
- Mamo, pies tak bardzo chciał, żebym mu rzucał patyk. No a to przecież nie moja wina, że jest błoto. Deszcz padał, to jest błoto. To chyba wina zmiany klimatu. No, a że w kurniku byłem, to też nie moja wina. Patyk tam wpadł. Musiałem ratować kury przed psem. Babcia, to na pewno się ucieszy, jak jej powiem, że znalazłem dwa jajka i je włożyłem do kieszeni, bo tam jest mięciutko. Tylko Sonia (pies) chyba je tam wywąchała i mnie przewróciła. A w ogóle, to nie masz się czym martwić, Mamo. Widziałem w telewizji taką reklamę, że ... usunie każdą plamę. No, to Ty się już niczym nie martw, Mamo, tylko kup ten proszek do prania. Widzisz, Ty o tym nie wiedziałaś, bo nie oglądasz reklam.

Podczas przebierania się w domu, znowu powrócił temat prania. Adaś przypomniał sobie, że w reklamie proszku do prania była też mowa o plamach z czekolady. To zaś, przypomniało mu, o kolejnej reklamie.
- Tato, po powrocie musimy szybko iść na zakupy do... Do 15 stycznia jest promocja. Czekolada 20% taniej.

Tego dnia Adaś dokonał jeszcze kilku innych ekonomicznych obliczeń, bardzo korzystnych, jego zdaniem, dla naszego domowego budżetu.

Na koniec zaproponował, żebym zastosowała pewien środek do odchudzania dla pań po 40-stce. W reklamie powiedzieli, że można schudnąć w 10 dni.
- Ten środek, jest dla młodszych pań, ale Tobie nie powinien zaszkodzić. Musisz tylko przeczytać ulotkę lub skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każdy lek niewłaściwie stosowany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu, ale Ty się nie martw, bo to taka herbatka ziołowa. Mamo, przecież zawsze marzyłaś, żeby się dopiąć w tej fioletowej sukience. Ten środek pomoże Ci zrealizować Twoje marzenie. Musisz zrzucić swoje oponki i uwierzyć w siebie!


I właśnie dlatego, telewizora mieć nie będziemy :)
A w sukience się dopinam.