środa, 29 maja 2013

Tramwajowe rozmowy.



Moje dzieci zawsze mają najwięcej do powiedzenia w... tramwaju.

Pewnego popołudnia wracam razem z moimi synami do domu. 
Oczywiście tramwajem. 
To nasz ulubiony środek lokomocji, bo: 
- nie stoi w korkach,
- jedzie na tyle wolno, że ciekawskie główki mogą chłonąć widoki za oknem,
- nie ma siedzeń "wysioko i z psiodu" = bezpieczniej (w autobusie obaj chcą siedzieć tylko tam).

Adaś (5,5 lat), który był wyjątkowo cichy tego dnia, nagle przerywa milczenie i swoim sepleniącym głosem pyta:
- Mamoooo, a wiess...

- No tak, zaczyna się. - wzdycham pod nosem 

- Mamooooo, a wiess, ze ja chciałbym zostać masynistą. Będę kierował tramwajem. 
- No to chyba motorniczym. - poprawiam.
- Tak. Motornicym. 
- Mamoooo, a cy kupis mi tramwaj? 
- Synku, tramwaje są bardzo, bardzo drogie i żeby nimi kierować trzeba mieć specjalne prawo jazdy, a żeby je zrobić, to trzeba być dorosłym...
- A jakie studia muszę skończyć, żeby zostać motorniczym. - docieka Adaś.
- Wydaje mi się, że studia nie są konieczne w takim zawodzie.
- A jakie studia skończył ten pan? - Adaś wskazuje na motorniczego tramwaju, którym akurat jedziemy.

(W tym momencie wszyscy pasażerowie obserwują uważnie kierowcę tramwaju.)

Przyglądam się i widzę młodego mężczyznę, o raczej inteligentnym wyrazie twarzy. W głowie rodzi mi się myśl, że ten pan być może jednak skończył jakieś studia, a mimo to pracuje tutaj... 
Ale pracuje. - pocieszam w duchu samą siebie... 

...

Tymczasem Adaś, zapominając o ostatnim pytaniu zadaje następne: 
- A ile lat trwają studia? 
- Pięć albo sześć lat. - odpowiadam.
- Jakie pięć, a jakie sześć? - pyta.
- Zaczynam mu opowiadać o kierunkach studiów, przy czym oczywiście, jak to  w tramwaju, pomimo, iż staram się mówić naprawę cicho, słuchaczy mam wielu...

Adaś przez chwilę analizuje sobie wszystko w głowie. 

- Hmm... takie studia, to strasznie długo trwają. - stwierdza.
- A ile lat trwają studia na odkrywcę? - pyta.
- Myślę, że niezależnie od tego co chciałbyś badać, to przynajmniej pięć lat.

Adaś ma strapioną minę. 

- A ile lat trwają studia na komputerowca? 
- Jak się będziesz dobrze starał, to w pięć lat będziesz inżynierem i magistrem. - odpowiadam tramwajowemu audytorium.
- A ile lat na kosmitę? 
- Chyba na kosmonautę? - poprawiam Adasia. 
- Adasiu, żeby zostać kosmonautą, to też trzeba studiować. Myślę, że też nie mniej niż pięć lat.

Adaś jest już zniecierpliwiony do granic możliwości.
Bierze się pod boki i zdenerwowany woła: 
- A kim można zostać po studiach, które trwają dwa lata, albo jeden rok?! 
- Adasiu, nie ma studiów, które trwają jeden rok. 
- Hmm... to może jak ja dorosnę, to już takie wymyślą!
 
...
 
W tym czasie Olek (3 lata) siedzi na siedzeniu dokładnie na wprost, po drugiej stronie. (Wszystko musi być przecież na równi z bratem) 
Siedzi sobie i majta nogami.
Majta bardziej...
...Jeszcze bardziej... 
... Aż w końcu, z iskierkami w oczach zaczyna kopać siedzenie, które jest przed nim.

- Olek nie kop. -  upominam.

Olek kopie. 

- Olek nie kop siedzenia. - mówię z większym naciskiem.

Olek oczywiście wie, dlaczego nie powinien kopać siedzenia, bo dowiaduje się o tym średnio trzy razy w tygodniu, ale postanowił chyba sprawdzić, czy tym razem mama wymyśli inną karę...więc...
...kopie nadal.
Tramwaj zatrzymuje się na przystanku, ja bez słowa ściągam go za rękę  z  siedzenia.
Kątem oka widzę przerażenie w oczach pewnej pani, która siedzi obok i co chwila cmoka z dezaprobatą.

Wszystko odbywa się ze stoickim spokojem i bez jednego słowa:
Ściągam Olka z siedzenia, wręczam mu chusteczkę higieniczną, on wyciera siedzenie, oddaje mi chusteczkę, którą ja wkładam do woreczka i oddaję mu, żeby trzymał (gdy wysiądziemy, Olek wyrzuca woreczek z chusteczką do kosza,  a do końca podróży ma zajętą przynajmniej jedną rękę). Następnie ja siadam na miejscu Olka i biorę go na kolana w taki sposób, że nogi ma skierowane do środka tramwaju. Oczywiście jest to dla niego gorsza pozycja, bo teraz nie może wyglądać przez okno (ale nie może też kopać). Tramwaj rusza...

A Adaś mówi...mówi... i mówi...

W momencie, w którym Adaś wymyśla kolejne pytanie do moich uszu dobiega ciche:
- Głupolka, Głupolka...
- Olek co Ty mówisz?! - pytam.
- Nić takiego. - odpowiada z miną niewiniątka.
- Czy Ty mówisz jakieś brzydkie słowo? 
- Mamo, to nie było bzidkie śłowo. Ja siobie tak tylko po angielsku mówiłem... 




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz