sobota, 8 listopada 2014

Miłość na maxa.


Olek bawi się w pokoju. Nagle przerywa zabawę, najwidoczniej przypominając sobie o czymś, i zaczyna biec do mnie z rozpostartymi ramionami. Obejmuje mnie z całych sił rączkami i nóżkami, tak, że przylega całym ciałkiem i woła:

- Mamo! Ja Cię kocham na "maksia"! Ciałe zicie będę Cię kochał na "maksia"!



piątek, 7 listopada 2014

wtorek, 26 sierpnia 2014

Owocowy biznes


Pewnego dnia Adaś znalazł pestkę.
Obejrzał ją uważnie...
Pomyślał...

- Mamo, a jak posadzę tą pestkę, to co z niej wyrośnie? - zapytał.
Spojrzałam na to, co trzymał w rączce.
- Wydaje mi się, że to pestka czereśni.
- Jak ją posadzę, to wyrośnie z niej drzewo?
- Być może kiedyś tak.

Adaś znów pomyślał...
Nie powiedział co wymyślił, jednak błysk w oku świadczył o tym, że COŚ na pewno wymyślił :-)

Zabrał pestkę i zniknął na jakiś czas.

- Mamo, mamo! Choć zobacz! Posadziłem pestkę wiśni i już wyrosło z niej małe drzewko!- woła radośnie po ... 10 min. od zniknięcia :-)
- Adasiu, to była pestka znaleziona pod czereśnią, więc zapewne wyrośnie z niej czereśnia, ale to potrwa kilka lat, a nie 10 minut.
- Ale chodź! Sama zobaczysz. Wyrosło już małe drzewko!
- Adaś, to niemożliwe.
- A właśnie, że możliwe. Poszedłem podlać moją zasadzoną pestkę WIŚNI i zobaczyłem, że wyrosło z niej już drzewko!
- No dobrze, chodź mi pokaż to drzewko wiśni :-)

Adaś zaprowadził mnie do ogrodu warzywnego i zatrzymał się przy 15 cm chwaście.
Uśmiechnęłam się, bo było już jasne, że mój Mały Ogrodnik pomylił miejsce, w którym posadził pestkę. Ale jak mu o tym powiedzieć, skoro jest taki dumny ze swojego drzewka...

- Adaś, jesteś pewien, że w tym miejscu posadziłeś pestkę?
- Tak.
- Wiesz, ta roślina nie przypomina drzewka czereśni...
- Czereśni może nie, ale przypomina drzewko WIŚNI. - odpowiada twardo.

Hmm... co tu robić. Tak strasznie mu zależy na tym drzewku...

- Adaś, a może pójdziemy sprawdzić np. w katalogu, jak wygląda małe drzewko wiśni?
Na co Adaś prawie ze łzami w oczach i wielkim żalem w głosie:
- Mamo! Dlaczego Ty mi nie wierzysz?! To jest moje małe drzewko wiśni. Moje własne! Zobaczysz, niedługo wyrośnie z niego duże drzewo!...

No i masz! ...

I tak, co dzień, chodziliśmy oglądać małe drzewko wiśni Adasia, które UWAGA! za każdym razem rosło w innym miejscu :-)
Adaś zapominał, gdzie tak naprawdę zasadził pestkę, a potem gdzie rosło ostatnio drzewko i za każdym razem pokazywał mi największy okaz znalezionego chwastu.

A potem wyjechaliśmy.

Podczas pobytu na wakacjach Adaś nagle zaczął rozmowę:
- Ciekawe jak duże urosło już moje drzewko? Może ma już owoce...
- Sprawdzimy po powrocie synku.

Przyszło mi jednak coś do głowy. Pytam więc:
- Adaś, ale Ty wiesz, że jak to drzewo urośnie, to czeka Cię dużo pracy. Trzeba będzie zrywać owoce...
- Tak, wiem! - przerywa mi. - I będę miał z tego KASĘ!!! Wiesz, może po powrocie zasadzę jeszcze brzoskwinię i jabłoń. Ciekawe ile pieniędzy zarobię.

- Aha! :-))))

...





Chłopaki i robaki


Nie wiem jak wyglądają spacery i obserwacja przyrody z dziewczynkami.
Z moimi chłopakami wygląda to tak:

Adaś:
- Mamo! A wiesz, widziałem takiego ładnego robaczka. On jest chyba zagrożonym gatunkiem, bo miał na grzbiecie czerwone plamki. Wiesz, wydaje mi się, że takie robaczki występują tylko na Bielanach. W Centrum ich nigdy nie widziałem.... Jak myślisz, Mamo, czym one się żywią? Bo mi się wydaje, że pyłkiem z tych żółtych kwiatków. Mamo, a możemy sobie zabrać do domu takiego robaczka?


Olek:
- Mamooooo!!!! Widziałem TAAAAAAAKIEGO jadowitego roballlla!!!! - krzyczy.
- A skąd wiesz, synku, że on był jadowity?
- Bo był czerwony!!! I jak go rozdeptałem butem, to miał czerwoną KREW!!!!




czwartek, 14 sierpnia 2014

Zębów myć się nie opłaca



- Olek, chodź umyjemy zęby. - proszę.
- Nie ma potrzeby.
- Jest potrzeba. Chodź, proszę, umyjemy zęby.
- Nie będę mył.
- No to będziesz miał próchnicę i trzeba będzie chodzić do dentysty i leczyć zęby.
- To dobrze.
- Dobrze? - pytam zaskoczona.
- Tak. Bo jak chodzę do dentysty, to wtedy jestem "buhatelem" (bohaterem) i pani dentystka daje mi prezenty... A jak będę miał wszystkie zęby zdrowe, to nie zabierzesz mnie do dentysty i jak wtedy zostanę "buhatelem"?!


Na przystanku


Pewnego popołudnia na przystanku tramwajowym...

- Olek, przesuń się, proszę, to ta Pani też będzie mogła usiąść na ławce.
Olek spojrzał na Panią, spojrzał na ławkę...
- To ona ma taką dużą dupę! - krzyknął zdziwiony.

...

- Mamo, zobacz! Ktoś wydrapał na szybie rysunek! - woła podekscytowany Olek.
Patrzę uważnie na kilka kresek wydrapanych blisko siebie, ale żadnym sposobem nie widzę tam rysunku (?)
Tymczasem Olek znalazł kawałek patyka i zamierza spróbować własnych sił w malarstwie.
- Nie wolno! Poza tym, ja nie widzę tu żadnego rysunku!
- Nie widzisz!!!??? Zobacz, to czterogłowy smok ziejący ogniem... I ma laserowe oczy!... Tu ma głowy, tu ręce, tu ogon... Ktoś to tu wydrapał, żeby ten smok straszył tych niedobrych chłopców, co bazgrzą po przystankach.
- Aha ...

...

Tymczasem Adaś stoi z przekręconą w bok głową i uważnie przygląda się tramwajowi, który akurat stoi na przystanku.
Słyszę ciche:
- Paróweczka, ... pomidorek,...
(?)
- Adaś, jesteś głodny? - pytam.
- Nie. ... frytki...
- Adaś, powiesz mi co robisz?
- Tak.
- Hmm... A co robisz?
- Zastanawiam się.
- Aha. A powiesz mi nad czym?
- Tak.
- Adasiu, nad czym się zastanawiasz? (Czy Was też czasem irytują Wasze dzieci?)
- No,... zgaduję, co jest narysowane na tym tramwaju.
- Ale przecież na nim nic nie jest narysowane. (?)
- Jest. Zobacz. W kilku miejscach jest obok siebie pomidorek, paróweczka i taka gruba frytka. A ta paróweczka to może też być butelką...

Ja zwariuję! Gdzie on to widzi?

- Adasiu, a mógłbyś mi pokazać, gdzie to widzisz?
- Tutaj. 

Adaś wskazał... SYRENKĘ WARSZAWSKĄ z logo "Zakochaj się w Warszawie"... :-)))
Kto nie zna, niech wygoogla "obrazy dla zakochaj się w Warszawie" :-)

Wytłumaczyłam Adasiowi, że to jest Syrenka Warszawska. Tylko namalowana w taki artystyczny sposób. On wtedy zapytał:
- A czemu ten artysta, jak ją malował użył jedzenia z McDonald's?
- No cóż... może był głodny jak tworzył.

Tymczasem Olek...

Tymczasem Olek wypełnił kieszenie kamieniami.

- Olek, po co Ci tyle kamieni?
- Bo to niespotykane okazy.
- Wyrzuć to, proszę. W domu mamy już dość kamieni.
- Ale takich jeszcze nie mamy.
- A co jest w nich takiego niezwykłego?
- Mają ostre brzegi. Może ten, kto wydrapał na szybie tego smoka używał właśnie takich kamieni.
- Iiiii...!?
- Wypróbuję w domu. - woła z niewinną miną.


środa, 16 lipca 2014

Na wszystko jest sposób


Adaś radzi:

- Jak ktoś jest mało reaktywny i mało się rusza, to daje mu się drugą żonę, żeby go rozruszać.

No! :-)

Wynalazca


Olek wyciągnął z opakowania długie pęto kabanosa.
- Wow! Ale długaśne! - wykrzyknął.
Pomyślał chwilę i dodał:
...

No, jak myślicie, co mógł powiedzieć Olek? :-)

Ano, Olek patrząc na długiego, cienkiego kabanosa westchnął i wymyślił:
- Mamo, szkoda, że nie ma takiej dłubarki do nosa.



czwartek, 26 czerwca 2014

Motywacja


W poszukiwaniu szkoły muzycznej dla Adasia zostaliśmy pokonani przez system...
Chodzi o trudne doświadczenie odnalezienia się w Państwowych Szkołach Muzycznych.

I kiedy już miałam się poddać i najzwyczajniej w świecie olać temat, poprzestając tylko na zapewnieniu Adasiowi możliwości kontynuacji nauki gry na instrumencie, mój syn zaprosił mnie do pianina...

Wziął miseczkę z winogronami, postawił ją na pianinie, dla mnie podsunął jedno krzesło, sam zasiadł do gry.

Przez chwilę myślał, po czym zaproponował:
- Mamusiu, za każdy utworek, który dobrze zagram, Ty dasz mi jedno winogronko, a za każde Twoje zmartwienie, Ty weź sobie dwa... Zobaczysz, jak tak będziemy ćwiczyć, to za rok zagram Chopina...


Jakoś nie mogłam powstrzymać łez...




środa, 11 czerwca 2014

Radość życia



Adaś zgubił ostatnio dwie bluzy w szkole.
A dzisiaj czapkę...

- Adaś, musisz być bardziej skoncentrowany na tym, co robisz. Niedługo głowę zgubisz. Teraz w czym będziesz chodził?
Na co Adaś, ze spuszczoną głową:
- Oj Mamo, trzeba się cieszyć tym, co się ma...


Podczas kiedy ja rozmawiam z Adasiem, Olek dłubie w nosie.
Po chwili dumnie prezentuje wszystkim obecnym to, co wydobył.
- Olek, co Ty robisz!
- Cieszę się tym, co mam...




Zrozumieć dziecko


- Mamo, już nie mam siły iść!
- Jeszcze trochę.
- Mamooo, ja już nie mogę.... Mamoooo, bolą mnie nogiii...
I nagle ni stąd, ni zowąd:
- Mamo!!! Mogę tam pobiec!?



Olek ryczy.
- Olek, czemu płaczesz?
- Bo mi lecą łezki...


niedziela, 25 maja 2014

Sposób na miłość


Olek siedzi mi na kolanach, przyklejony do mnie całym swoim ciałkiem.
Po chwili odrywa głowę i mówi:
- Mamo, jak będę czarodziejem, to wyczaruję takie magiczne okulary. I jak Ty założysz te okulary, to będziesz myślała, że ja jestem wspaniałym rycerzem i będziesz we mnie cały czas zakochana. Do końca świata!



Nowe Lipki


Adaś bardzo lubi podróże po Warszawie. Najbardziej podoba mu się na Starym Mieście. Lubimy sobie tak razem jeździć i poznawać miasto z okna tramwaju.

Jesteśmy w drodze do centrum.
Tramwaj zatrzymuje się na jednym z przystanków, a głos z głośnika mówi:
- Przystanek "Nowolipki".
 Adaś rozgląda się dokoła i zdumiony mówi:
- Mamo, ten pan kłamie.
- Jaki pan?
- Ten, co przed chwilą powiedział "przystanek Nowe Lipki". Tu nie ma żadnych małych drzewek. Mamo, to może posadzimy tu swoje małe lipki?

:-)


Zawód Olka


- Mamo, a wiesz kim ja chciałbym zostać, jak dorosnę? - pyta Olek.
- No kim.
- Lekarzem.
- To wspaniale. To bardzo ważny zawód. Będziesz leczył ludzi, tak?
- Nie. Będę przecinał "pompowinę".


niedziela, 18 maja 2014

Poligloci



Olek podchodzi do mnie i wręcza mi "coś" ulepione z ciastoliny, ze słodkim:
- Et voilà!

Adaś, słysząc to, proponuje:
- Mamo, porozmawiajmy po angielsku!
- Ok. It's a very good idea!
- ?
- Adam! Could you clean up your toys?
- Sorki. Kunt lisztyn aj.
- I don't understand.
- No to jak Ty się, mamo, tego angielskiego uczyłaś!?
 


"Kunt lisztyn aj" = I'm not listening



Niech się cieszą...


Adaś wziął się za rysowanie. (Święto!)

Zerkam mu przez ramię i widzę, że narysowany czołg (no bo, cóż by innego) jest wykonany byle jak. Każde koło innej wielkości, każde kanciaste... Czyli, krótko mówiąc: projekt ciekawy, wykonanie na poziomie trzylatka.

- Adaś, nie możesz się bardziej postarać! Przecież ci żołnierze w tym czołgu, to powypadają, jeśli gąsienica będzie na takich kołach!

No cóż, może to nie było motywujące...

Adaś się tym jednak wcale nie przejął (jak zwykle, zresztą).
Spojrzał na mnie z zadartym nosem, obejrzał rysunek i z ironią odparł:
- Dawno temu nie znano koła, ciężkie rzeczy musiano na balach wciągać. Niech się cieszą, że im takie koła narysowałem!

No, i koniec dyskusji :-)


środa, 14 maja 2014

Co się robi z dziewczyną


- Mamo, a po co ma się dziewczynę? - pyta mój 6,5-letni syn Adaś.
- Żeby ją kochać.
- Jak ja będę miał dziewczynę, to będę nią rzucał.
- Nią?! Chyba ją?
- No, jeszcze nie wiem...



blog.minia.pl


Drodzy Czytelnicy,

zbliżającą się 1 rocznicę powstania bloga, uczciliśmy nowym adresem: http://blog.minia.pl .

Pozdrawiam,
Minia

poniedziałek, 12 maja 2014

Gdzie te kałuże?



Olek zawsze lubił deszczowe spacery.
Dzisiaj idzie smutny, ze spuszczoną głową. W ręku obojętnie trzyma dziecięcą parasolkę z dwoma piłkarzami. Na nogach ma żółte kaloszki, którymi co chwilę robi głośne "plask!" w każdą napotkaną kałużę.
W pewnej chwili podnosi głowę i z wyrzutem pyta:
- Mamo, kiedy ja w końcu spotkam taką prawdziwą kałużę błotnistą, a nie chodnikową!? No wiesz, taką, co się wpada po kolana w błoto! To dopiero byłaby przyjemność...
- I pranie... :-)



sobota, 3 maja 2014

Wystarczy uśmiech


Staliśmy z Olkiem na wprost siebie. Roześmiani jakąś historią, którą ktoś przed chwilą powiedział. 
Olek zapatrzony, nie odrywał oczu od mojej twarzy.
Kiedy nasycił się już tą chwilą, która szczęściem wymalowała się w jego oczach... wziął mnie delikatnie za ręce ... i ze wzruszeniem w głosie wyznał:

- Mamo, jak Ty się uśmiechasz, to ... wszystko jest złote...




Modlitwy


"Są modlitwy, jak ptaki niewidome, które bezkres celu przeraża... "

Tak śpiewają ludzie z gór, w górskich, małych chatkach otulonych ciszą...

Kiedy leżę otulona dziećmi, w łóżku już pięć razy dzisiaj posłanym, z głową na poduszce wyciapanej sokiem z marchwii, modlę się...  o ciszę...

Ból kręgosłupa nie ustaje. Wiele bym dała, aby móc położyć się na boku, ale nie mogę. Muszę leżeć na plecach, bo inaczej ten pieszczoch, który został za moimi plecami ciągnie mnie za koszulkę w swoją stronę z podkówką na ustach i żalem, że się od niego odwracam i go nie przytulam.
Wkładam więc namacanego nogą pluszaka pod odcinek lędźwiowy kręgosłupa, patrzę na fluorescencyjne gwiazdki na suficie, naklejone tak, że udają gwiazdozbiory. W pamięci szukam widoku rozgwieżdżonego nieba i zapachu górskiego wiatru, i... czekam...
... Czekam na ten pierwszy, spokojny, rytmiczny oddech, świadczący o tym, że przynajmniej jeden już zasnął. A potem drugi.

Nagle odzywa się Adaś:
- Panie Boże, który jesteś tam wysoko w niebie, proszę Cię, abym miał dobre sny.
 Po chwili dołącza Olek:
- Maryjo, chciałbym zobaczyć Cię, jak siedzisz w niebie na chmurce. Jak ty tam siedzisz, że nie spadasz? Przecież chmurki są z waty.
Dalej ciągną już na zmianę:
- Boże, proszę Cię, żeby przyśniły mi się klocki LEGO.
- I kolorowa tęcza...
- I żeby nic złego się nam nie stało.
- I żeby wszystko było piękne. Żeby przyleciał na Ziemię niewidoczny superbohater i żeby bronił nas. Żeby było tylko dobro.
- I żebym jutro miał dobre pomysły do zabawy.
- Panie Boże, proszę Cię, żeby moje żołnierzyki się nie rozpadały.
- I żebym miał moc latania i odrzutowe silniki w butach.
- I żeby jutro była ładna pogoda...

...




środa, 16 kwietnia 2014

Dzielny jak przedszkolak


Nie łatwo jest pójść do nowej pracy, choć, mniej więcej, wiemy co nas tam czeka. Wiemy, że o 16:00 stamtąd po prostu wyjdziemy i wrócimy do domu. Mimo to, nie zawsze czujemy się pewnie, zwłaszcza na początku.
Nie jest to łatwe. 
Od środka zżera Cię stres, a Ty cały dzień się uśmiechasz. 
No, ale przecież robisz to dobrowolnie...

A, czy... zastanawiałeś się kiedyś, co czuje 3-letnie dziecko oderwane od mamy, która jest dla niego całym światem i zostawione na 8 godzin w przedszkolu?...

- Nie smuć się, mama niedługo po Ciebie przyjdzie. - słyszę często pocieszający głos przedszkolanki, starającej się uspokoić te ... słabsze dzieci...

Nie jest łatwo pójść do przedszkola.
Wymaga to nie lada odwagi. 

Olek jest naprawdę dzielny.
Jestem z niego bardzo dumna.
Ale właściwie dlaczego?
Czy dlatego, że nie płacze, nie narzeka, bez marudzenia wstaje i idzie do przedszkola?
Czy to, że na nic się nie skarży oznacza, że wszystko jest ok?
Przecież 3-4 latki nie zawsze potrafią w pełni wyrazić swoje emocje.

Jestem dumna ze swojego synka, ponieważ on mi mówi, że jest mu smutno, ale nie chce powiedzieć dlaczego, żebym ja nie była smutna...
Jest mu ciężko, ale dzielnie walczy ze swoimi trudnościami, z tęsknotą,... ponieważ bardziej zależy mu na tym, żeby mnie nie zasmucić, niż na znalezieniu pocieszenia dla siebie. 
I, pomimo, że to mój syn, czasami naprawdę trudno mi uwierzyć, że małe dziecko może tak silnie wyrażać miłość do matki - wybierając własne cierpienie, aby nie sprawić przykrości najbliższej osobie...

Czasami tylko, kiedy go odbieram i zejdziemy już przebierać się do szatni, Olek mocno przywiera do mnie całym swoim ciałkiem, a głowę wtula w moją pierś...
Po dłuższej chwili podnosi głowę, bierze mnie za rękę, i z wymuszonym uśmiechem mówi:
- Mamusiu, chodźmy do domu.
Tylko,... nie wiadomo czemu,... na bluzce, znajduję potem małą, mokrą plamę...
Mój Boże, jakie to musi być dla niego trudne.
Ale, nie mówi nic.
Zawsze odpowiada, że w przedszkolu było dobrze.

Dzisiaj podszedł do mnie w kuchni i zaczął nagle:
- A w przedszkolu, to trzeba mieć zawsze uśmiechniętą minkę...
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Tak, Kochanie. W przedszkolu dzieci się bawią, pani wymyśla ciekawe zabawy. Jest wesoło.
- Ale mi dzisiaj schodziła minka... - dodaje po chwili.
- Jak to, schodziła Ci minka? - pytam.
- Uśmiech mi schodził i buzia robiła się smutna.
Zaczęłam się niepokoić.
- A dlaczego robiła się smutna? - pytam.
Olek się zastanawia, co odpowiedzieć. Po chwili mówi dalej:
- Ale jak mi schodziła minka, to ja się chowałem, żeby pani nie widziała, bo trzeba mieć uśmiechniętą buzię, prawda? - kończy już prawie przez łzy.
- Nie, Kochanie. Kiedy jest Ci smutno, trzeba o tym powiedzieć. Inaczej nie da się rozwiązać problemu.
Podczas rozmowy okazało się, że koledzy nie zaprosili go do zabawy, a on chciał być dzielny, żebym ja się nie martwiła, że w przedszkolu źle się bawi...

Teraz już wiem, że to właśnie w przedszkolu uczymy się radzenia sobie z  najtrudniejszymi sprawami. Potem... tylko powielamy schematy...

Tylko nie wiem, jak moje, matczyne serce dotrwa do końca przedszkola Olka :-)





niedziela, 6 kwietnia 2014

Wyzwania dla dorosłych


Pewnego dnia, Olek strasznie rozrabiał.
Upomnienia nie dały żadnego efektu. Nie dość, że psocił, to jeszcze bez przerwy jęczał, krzyczał, piszczał...
Nie dałam rady....
Zaczęłam na niego krzyczeć.
- Olek, ja już dłużej tego nie wytrzymam!
Wtedy podszedł do mnie mój sześcioletni syn Adaś. Wziął mnie za rękę i spokojnie zaczął mówić:
- Jesteś dorosła... Musisz sobie radzić z takimi rzeczami...



Rozwiązanie zagadki "O co chodziło?"


Nikt nie zgadł, co Olek miał na myśli :-)

Tak więc, wyjaśniam:

Olek, pytając mnie czego się boję kręcił się na karuzeli. Upomniałam go, żeby zwolnił. Wówczas on, niezadowolony, że ma się kręcić wolniej, chciał mi dogryźć stwierdzeniem, że ja to się boję wszystkiego (szybkości) i nawet ... wolności, czyli wolnego kręcenia.
Krótko mówiąc: wolność jest przeciwieństwem słowa szybkość (w słowniku Olka).

Przyznam Wam się jednak, że sama musiałam się przez dłuższą chwilę nad tym zastanowić, zanim zrozumiałam sens.

Dzieci potrafią w tak prosty sposób wszystko wyjaśnić. I mają tak czyste, piękne spojrzenie na świat.
To tylko my-dorośli szukamy zawsze drugiego dna...

A wiecie, jak się mówi na osobę, która coś ukradła?
Olek wie: KRADCA :-)

No i powiedzcie, nie ładniej?

Skąd dorośli wzięli słowo "złodziej"? Nie wiem :-)




poniedziałek, 31 marca 2014

O co chodziło?


- Mamo, a czego Ty się boisz najbardziej? - pyta Olek, kręcąc się na karuzeli.
- No... nie wiem. Olek zwolnij!
- Mamo, Ty to się wszystkiego boisz, nawet wolności...


Kto wie, co Olek miał na myśli? :-)



piątek, 21 marca 2014

Handel (z) mamą


- Mamo, bawmy się w kupowanie! - zarządził Olek.
- No dobrze. A kto będzie sprzedawcą? - pytam.
- Ja. A Ty "kupowaczem".
- Hmm... Może klientem?
- Nie, może kupowaczem.
- Ok. Poproszę ten samochód. Ile on kosztuje?
- Nic. Jest za darmo.
- A ten wóz strażacki, ile kosztuje?
- Też jest za darmo.
- A ile kosztuje ta tarcza rycerska?
- To tarcza z czasów mojego dzieciństwa. - wyjaśnia czteroletni Olek.
- Ach, tak. To pewnie jest bardzo droga? Ile ona kosztuje?
- Nic. Jest za darmo.
- Ooo! Co za fajny sklep, wszystko jest za darmo. Ale wiesz, taka zabawa w sklep jest nudna, skoro wszystko jest za darmo i nie można płacić i dostawać paragonu "na niby".
- Bo to nie jest zabawa w sklep, ani w płacenie. To zabawa w kupowanie.

...

Po 20 minutach zabawy w kupowanie:
- Olek, ja już mam dość. Wyczerpały mi się wszystkie pomysły na to, co mogłabym jeszcze kupić w tym Twoim sklepie. Chyba zaraz kupię Ciebie, albo Ty mnie. - żartuję.
- No co Ty. Ciebie nie można kupić ani sprzedać w sklepie. Mamy nie kupuje się w sklepie! - odpowiada mocno zdziwiony moją niewiedzą. - Ciebie to można sprzedać tylko na targu staroci.


poniedziałek, 17 marca 2014

Środa Popielcowa


- Mamo, wiesz czego ja nie cierpię? - pyta ze złością mój sześcioletni syn Adaś.
- Czego? - pytam zdziwiona.
- Środy Popielcowej!
- Ale dlaczego?!
- Bo po niej, przez 40 dni nie mogę robić imprez!



niedziela, 16 marca 2014

Adaś to wie


- Tato, zobacz, leci na Ciebie wielka pijawka! Łaaaa!!!! - z pokoju dobiega "straszny" okrzyk Adasia, bawiącego się z tatą.
- Ojej! Strasznie się boję! Chyba zaraz dostanę zawału serca! - odpowiada tata.
Po chwili straszenia, Adaś zmienia ton głosu i zaczyna uspokajać:
- Nie martw się tato, takie pijawki żyją tylko w egzotycznych rzekach we Francji,... to jest bardzo daleko,... na innym kontynencie,... 250 tysięcy metrów stąd...


Nie ten dzień


Jak zachęcić dziecko do malowania? ...

- Adaś, może coś narysujesz?
- Nie.
- A może coś pokolorujesz?
- Na pewno nie!
- No to może coś namalujesz dla mnie?
- Dzisiaj tego nie zrobię.
- A czemu?
- Bo dzisiaj nie ma Dnia Matki.



poniedziałek, 10 marca 2014

Jak powstał Księżyc


- Ziobać, Mamo, Księzić!!! - krzyczy Oluś, wskazując paluszkiem srebrnego rogala zawieszonego wysoko na niebie.
- Mamo, a jak powstał Księżyc? - pyta.
- Yyyyy....
- Ja wiem. - Olek urywa moje jąkanie. -  Był sobie Pan Bóg i miał taki stempelek w kształcie księżyca. Nie wiedział gdzie go przystawić, więc postawił na niebie.
- Aha....



wtorek, 4 marca 2014

Prezentacja


Dotychczas myślałam, że małe dzieci zaskakują nas-dorosłych swoimi mądrościami częściej niż starsze dzieci. Małe, czyli takie 2, 3, 4-olatki.
Dzisiaj okazało się, że to wcale nie jest reguła i że 6,5 letni chłopiec może powiedzieć coś takiego, co sprawi, że jego rodzona matka przez szereg kolejnych dni będzie patrzyła na niego ... hmm... inaczej... i na pewno z niegasnącym uśmiechem.


Poszłam z chłopakami do restauracji. Nie było wolnych miejsc, więc dosiedliśmy się do stolika, przy którym siedziała jakaś Pani z chłopcem.
Dziecko było zjawiskowo piękne. I nie ma w tych słowach przesady. Naprawdę, nie spotkałam dotychczas równie pięknego dziecka. (Oprócz swoich, oczywiście :-) ). Rozbudziło to moją ciekawość, więc zapytałam małego, jak ma na imię. Zaproponowałam swoim Panom, żeby i oni się przedstawili nowemu koledze. Natychmiast padło krótkie:
- Adaś.
- Olek.
Adaś uznał chyba, że w pewnym wieku wypada powiedzieć o sobie nieco więcej.
Przełkną to co miał w buzi i mocno się nad czymś zastanowił. Odsunął jedzenie, zmarszczył czoło, jedną ręką podparł brodę, drugą gestykulował nie wiadomo po co. Następnie wyprostował się i z pozą biznesmena, poważnym tonem specjalisty od marketingu, PR i nie wiem czego tam jeszcze zwrócił się do siedzącej przed nim Pani:

- Ja działam w przemyśle muzycznym. No wiesz, gram na pianinie, flecie... A Ty, czym się zajmujesz?

...

Pani zamarła.
Ja, o mało się nie udławiłam.
Olek posmutniał...

Biedny Oluś, spuścił głowę i smutnym głosem, pełnym rezygnacji dodał:
- A ja tylko śpiewam...

Specjalista-pianista-flecista, działający w przemyśle muzycznym, natychmiast go jednak pocieszył:
- Nie martw się Olek, za rok będziesz grał.



wtorek, 18 lutego 2014

Relacje damsko-męskie


I znowu o relacjach damsko-męskich w wydaniu przedszkolnym.


Adaś:
- Mamo, a wiesz, kolejny chłopak zakochał się w Basi z naszej klasy.
Adaś zamyśla się.
- Adasiu, a czy Ty również jesteś w niej zakochany? - pytam delikatnie.
Adaś znowu się zamyśla.
- Wiesz, bo ta Zosia, to nawet ładna jest. Może dlatego wszyscy się w niej zakochują.
- A Tobie jest smutno z tego powodu, że inni chłopcy też interesują się... Zaraz. Wcześniej powiedziałeś, że ma na imię Basia.
- No sam nie wiem. Basia, Zosia... Nie pamiętam.
- Hmm... No to chyba słabo się nią interesujesz, skoro nie wiesz jak ma na imię.
- A czy to takie ważne?
- No, wypadało by wiedzieć.
- Co za różnica?... 

Adaś wzrusza ramionami. 
Po chwili dodaje z przekąsem:
- Zakochiwanie to zajęcie dla dziewczyn. Chłopaków, to interesuje co innego. Na przykład:  walka, wojsko, rakiety, no i technologie.
- Technologie powiadasz...
(Hmm... A jednak jest coś na rzeczy... :-) )


***

Pewnego, jesiennego popołudnia poszłam odebrać Adama ze szkoły. Towarzyszył mi Olek.
Wychodzimy wszyscy razem z budynku szkoły. Przed nami idzie grupka dziewczyn. Tak na oko jakaś 5-6 klasa.
Olek na nie spojrzał i tajemniczo się nad czymś zastanowił. Poprawił swój kolorowy kombinezon oraz czapkę z pomponem. 
I choć wyglądem przypominał małego, słodkiego krasnala, jego dziarska mina wskazywała co innego.
Szturchnął starszego brata w bok i powiedział:
- Popatrz, Adaś.
Następnie wysunął się kilka kroków do przodu i krzyknął do idących przed nami dziewczyn:
- Cześć!!!
Dziewczęta odwróciły się. A widząc małego skrzata, uśmiechnęły się do niego serdecznie.
Olek, obdarowany uśmiechami dziewczyn, spojrzał wymownie na brata i rzekł:
- Widziałeś? Kolejna się we mnie zakochała.





Pączki na drzewach


Dzisiejsza rozmowa Adasia i Olka:

- Olek, chodź idziemy na dwór! Będziemy obserwować drzewa. Na gałęziach pojawiły się już pączki!

- A liziaki?...


:)

poniedziałek, 17 lutego 2014

Pojazd w tunelu - zasady ruchu drogowego


Olek objaśnia przepisy ruchu drogowego:

"Zasady kierowania pojazdem w tunelu"

- Jak się wjeździa do tulenu, to tsieba przestać roźmawiać przez telechon i tsieba go wyłącić, bo tam nie będzie działał, bo tam psiecieś jeśt ciemno.

- W tulenie jeśt ciemno i dlatego jak się tam jedzie, to tsieba ciały ciaś patsieć do góry na latarnie.


sobota, 15 lutego 2014

Aktor dramatyczny


- Mamo, zauważyłaś, że ja się dzisiaj wcale do Ciebie nie uśmiecham? - zwraca się do mnie Adaś.
Stoi tak ze spuszczoną głową,... pochylony,... smutny... Istny obraz życiowej tragedii. Oczywiście wszystko jest pozowane.
- Adasiu, chyba się jednak trochę uśmiechasz. - próbuję go rozśmieszyć.
- Nie... Ja się już w ogóle nie będę do Ciebie uśmiechał... Nigdy...
- Ojej. Nie wiem jak ja to przeżyję!
Staram się przybrać równie dramatyczny wyraz twarzy.
Pęka i uśmiecha się na chwilę.
Po czym znów jego twarz staje się kamienna, wzrok smutny,... ciało pochylone pod ciężarem zmartwień...
- Adaś, dlaczego już się nie będziesz do mnie uśmiechał? - pytam.
- Bo ja,... to mam takie ciężkie życie... - głośno wzdycha.
- Aha. - przytakuję ze współczuciem. - Czy mogę Ci jakoś pomóc, synku?
- Nie. Wiesz,... takie jest życie...




piątek, 14 lutego 2014

Walentynki


- Moi Kochani, a czy Wy wiecie, jaki dzisiaj jest dzień? - pytam dziś moich mężczyzn.
- Nieeee.
- Dzisiaj jest Dzień Zakochanych.
- A fuuuujjj! - odzywają się Ci młodsi.
- A co się robi w ten dzień? - pyta po chwili Adaś.
- Myślę, że wystarczy powiedzieć "kocham Cię", ale ja mam dla Was, dodatkowo, wielkie pudełko z żelkami w kształcie serduszek. Taraaaa!
- O różne kolory! - cieszy się Olek.
- No i po co te serduszka? - dodaje skwaszony Adaś.
- A wiesz, niektóre dziewczyny w naszej klasie wypisują imiona chłopaków w zeszycie. To dopiero głupota! - ciągnie dalej. 
- Dlaczego myślisz, że to głupota. Może one lubią tych chłopców. A chłopcy co robią? - pytam.
- Nooo... wyrywamy im te kartki...
- Adaś! Nie można tak robić!
Przez chwilę o tym dyskutujemy. Adaś kończy rozmowę stwierdzeniem:
- A tak w ogóle, to niech się one najpierw nauczą dobrze pisać.
Próbuję powstrzymać śmiech.

Adaś zamyśla się na chwilę, po czym mówi:
- Takie zakochiwanie się w dziewczynie, to najgorsza rzecz na świecie. Dziewczyny powinny być zakazane.
- Synu, nawet nie wiesz jak szybko zmienisz zdanie. Zobaczysz. Za kilka lat będziesz myślał zuuuupełnie inaczej. :-)))
- Zakochiwanie się jest dla dziewczyn. Dla chłopaków to strata czasu. Ja wolałbym iść na siłownię i ćwiczyć mięśnie.


Zapisane. Pokażę Mądrali za dziesięć lat. A co! :)



czwartek, 13 lutego 2014

Plan działania na przyszłość




Książka, do której co jakiś czas wracają moje dzieci nosi tytuł: "Czekamy na dzidziusia". Kupiłam ją dawno temu, kiedy byłam w ciąży z Olkiem. Miała mi pomóc w przygotowaniu Adasia na pojawienie się brata. Adaś, nie wiedzieć czemu, uwielbiał tę książkę. Nadal ją lubi. Widocznie sprawa ciąży, rozwoju człowieka w brzuchu mamy i zmian, które zachodzą w rodzinie jest niezwykle interesująca dla dzieci. Ciekawe jest również to, że za każdym razem inny szczegół przykuwa ich uwagę. 
Zazwyczaj było tak, że chłopcy po prostu zadawali jakieś pytanie i potem sobie o tym rozmawialiśmy. Dzisiaj jednak Olek zatrzymał czytanie książki na fragmencie, gdzie jest mowa o kompletowaniu ubranek i innych rzeczy potrzebnych maleństwu. Długą chwilę się nad czymś zastanawiał, ciągle wpatrując się w jeden obrazek. W końcu wziął książkę pod pachę i, jak to Olek ma w zwyczaju, nie mówiąc nic, z bardzo skupioną minął wyszedł z pokoju.
Obserwacja jego dalszych poczynań była bardzo zabawna.
Olek wziął siatkę z kuchni i chodził po domu z książką pod pachą, co chwilę zerkając na obrazki, jakby szukając podpowiedzi. Był przy tym bardzo poważny. 
W siatce lądowały co chwilę różne, jak się potem okazało, "przydatne" rzeczy.
W pewnym momencie Oluś wpadł do pokoju z informacją, że nie może znaleźć takiej małej czapeczki, którą się kiedyś bawił.
- Byłaby w sam raz. - dodał.
Kiedy siatka się już zapełniła, Olek wręczył mi ją klepiąc mnie dobrodusznie po ramieniu i mówiąc:
- Mamy wszystko, co potrzeba. Teraz możesz już być ciąży.

:-)


Adasia tym razem zaniepokoiła inna sprawa.
W książce było napisane, że mama lubi wieczorem napić się ciepłego mleka.
- Mamo, musimy przeprowadzić się w góry! - powiedział tak, jakby to było już postanowione.
- A dlaczego w góry? - pytam.
- Bo tam jest czyste powietrze. I jest zdrowsza trawa.
- Zdrowsza trawa?
- Tak. No, jak będziesz w ciąży, to się tam przeprowadzimy.
- Adasiu, ale kobiety w ciąży nie jedzą trawy.
- Nie dla ciebie. Dla krowy, albo kozy. W górach jest zdrowsza trawa, więc krowy, które ją jedzą dają zdrowsze mleko. Jak będziesz w ciąży, będziemy potrzebować dużo zdrowego mleka, żebyś sobie mogła popijać wieczorem.
- Aha. Kochanie, to miło z twojej strony, że się tak troszczysz, ale wiesz,... ja nie jestem w ciąży...
- No wiem. Ustalam tylko plan działania na przyszłość.



Jedno jest pewne. Nikt nie zadba o mnie w trakcie ciąży tak dobrze, jak... moi synowie :)






niedziela, 2 lutego 2014

Bajki na spokojny sen



Dzieci są cudowne nie tylko o poranku :)

Rano budzą mnie pocałunkami. Przynajmniej niektórzy:)
Wieczorem zaś, kiedy układamy się do snu, moje dzieci opowiadają mi bajki na dobranoc. Czasami.

Kilka wybranych zamieszczam poniżej.

Ha! 
I tu zadanie dla Was.
Musicie sami rozszyfrować bajki Olka.
Rozkodowanie ich wymaga kilku wskazówek. 
Olek, zamiast "F" mówi "CH", zamiast "W" mówi angielskie "Ł", zamiast "R" - "L".
Pozostałe głoski zmiękcza w sposób typowy dla większości maluchów np. "po cio", "dlaciego", "wśtań".


Bajka 1
(Olek, lat 3)

"Dawno, dawno temu był siobie buhatel Olek. Buhatel Olek źłapał ducha i wyziucił go do kosia. I juś!"


Bajka 2
(Olek, lat 3,5)

"Dawno temu było łielkie mozie. I było duzio łody. I tam mieśkał potchól, któly miał łielkie maćki. I psileciał buhatel Oluś, któly miał odziutowe silniki i pokonał potłola."


Bajka 3
(Olek, lat 3,5)

"Psileciało łielkie ucho i polłało Chlanka. Buhatel Oluś ziamienił się w Śpajdelmena i ulatołał Chlanka. Ciołgi pancielne źniściły kośmitów i pochśtały chiguly. Ziaatakołali ich od tyłu. Kośmonałta poleciał w kośmoś i ziobacił źłych. I źlobili łalkę. To była duzia łalka!!! Od tyłu ich ziaatakołał."


Bajka 4
(Adaś, 6 lat)

Historie wymyślane przez Adasia są bardzo długie, więc tu tylko fragment.

Bajka zaczyna się tak:
" Nastąpiło zagięcie czasoprzestrzeni..."

 !?!?

I  dalej słuchamy:
"Kiedy już wyszedłem z tego teleportu, to wtedy zobaczyłem na własne oczy bloki z trójwymiaru. Na czubkach bloków pochylonych było takie coś proste i trochę było na skos. Na górze zobaczyłem ogromne działa. Kiedy zobaczyłem te działa, to wtedy przez moje superlornetki zobaczyłem kosmos, ale nie tylko kosmos. Statki kosmiczne! Nie rakiety, ale statki kosmiczne!!! One wyglądały jak bombowce z Gwiezdnych Wojen. Zobaczyłem bazy latające w dobrych strukturach. A kiedy już to zobaczyłem, to wtedy, kiedy się rozejrzałem wokół, to nikogo nie było, poza śladem dziur. Ale to jeszcze nie były czarne dziury. Czarne dziury dopiero się miały pojawić. To były dołki, które mógł ktoś zostawić. Rozejrzałem się do góry i zobaczyłem latające ludziki. Przyjrzałem się im bliżej i zauważyłem, że to są ludziki LEGO. A potem usłyszałem z sąsiedniej ulicy dźwięk. Bo zawsze przy otwieraniu teleportu słychać dźwięk. Więc tam poszedłem. Wszedłem do tego teleportu i nagle się zjawiłem na ulicy Nowego Yorku. Myślałem, że samolotem mogę polecieć tam, ale to nie był rzeczywisty świat ... To był świat LEGO ... itd..."


- Teraz, Mamo, możesz spokojnie zasnąć.








czwartek, 30 stycznia 2014

Dzieci są cudowne... Zwłaszcza o poranku.



Kiedy się obudziłam, mój młodszy synek jeszcze smacznie spał, wtulony w moje ramię.
Wysunęłam delikatnie rękę, żeby go nie obudzić.
Leżałam tak obok niego i patrzyłam, jak spokojnie śpi...
Ma taką słodką, pyzatą jeszcze buzię...
Pulchniutkie, małe rączki...
I taki okrąglutki brzuszek. Taki, jaki mają tylko małe dzieci.
Nie mogłam się powstrzymać. Zaczęłam go głaskać i rysować palcem wskazującym kółeczka na jego brzuszku.

Obudził się nagle, najwyraźniej wyrwany z jakiegoś snu.
Usiadł obok mnie. Wziął mnie za rękę.
Uważnie rozejrzał się dokoła.

Jego oczy, kiedy są wyspane, doprawdy, są na pół twarzy :)
Oluś spojrzał na mnie swoimi wielkimi, jasnymi oczami. Zatrzepotał długimi rzęsami. Wskazał paluszkiem narysowanego na pościeli kwiatka, i ... bardzo poważnym głosem, zapytał:
- Czy takie kwiatuszki są hodowane w naszym kraju?

Parsknęłam śmiechem.

Tymczasem on, pytającym wzrokiem, patrzył na mnie i czekał na odpowiedź.

- Tak Oluniu. Takie kwiatuszki rosną w naszym kraju.

Oluś, otrzymawszy odpowiedź, postanowił ... dokończyć sen.
Ponownie, wtulił się w moje ramię i ... zasnął.

 ...

Spał spokojnie i tak cichutko.
Nie ma piękniejszego, słodszego widoku...
Jest taki cieplutki.
To niesamowite, ile ciepła może dać tak małe ciałko. Jest niczym mały piecyk.

Po chwili i ja usnęłam.

Kiedy Olek obudził się już na dobre, okazało się, że mama śpi.
Chyba go to zdziwiło.
W końcu za oknem już świeciło słonko.
Nie namyślając się zbyt długo, wskoczył na mnie i radośnie podskakując na moim brzuchu zaczął, ile sił, ... piać.
- Kukulyku!!!!! Kukulykuuuuuu!!!! Juś dzień! Pobudka!!!! Ja juś się wyśpałem!!!! Kukulykuuuuu!!!!!!


***

Była już 8:00, a może 8:30. Jeszcze spałam. Pamiętam, że śniło mi się coś bardzo przyjemnego. Pod ciepłą kołdrą było mi tak dobrze.
Poczułam nagle, jak jakieś maleńkie usteczka przyklejają się do moich ust. Było to coś tak drobnego, że sprawiało wrażenie zaledwie muśnięcia.
Nie chciałam się wybudzić.
Starając się nadal spać, zastanawiałam się w półśnie, co to mogło być.
Tymczasem, ponownie, coś drobnego i ciepłego bardzo ostrożnie dotykało moich ust.
- Może to motyl. Tak. Piękny, kolorowy motyl lekko muska skrzydłami moje usta... - pomyślałam, starając się uświadomić sobie, czy ja jeszcze śnię...
Mocniej wtuliłam się w kołdrę.
Postanowiłam, że jeszcze się nie obudzę. Nie teraz...

Mięła jakaś chwila.
Wydawało mi się, że mam kolejny sen.

Jakaś delikatna, drobniutka rączka zaczęła głaskać moje włosy.
Za każdym razem, jak rączka przesuwała się po głowie i włosach, czułam przyjemne ciepło, które za sobą zostawiała.

Śniłam dalej.

Jakiś maleńki paluszek, niczym czarodziejski ołówek, rysował kontury moich ust i oczu...

Potem, jakaś maleńka rączka wplotła swe paluszki w moje włosy.

Poczułam też na twarzy czyjś oddech. Słodki, pachnący dżemem truskawkowym.

Jakieś małe serduszko stało tak blisko, że jego rytmiczne bicie, przypominające mały dzwoneczek, słyszałam wyraźnie, coraz wyraźniej ...

To wszystko nie zdołało mnie jednak obudzić.
Było mi tak cudownie.
- Może to jakiś mały elf zakradł się do mojego łóżka - śniłam.
I na tą myśl, sama do siebie, uśmiechnęłam się.

W tej właśnie chwili, jakieś usteczka złożyły się w dzióbek tak maleńki, jak umiały i tak delikatnie, jak potrafiły, zaczęły powolutku, bardzo ostrożnie całować mnie w sam środek ust.

Było to jak sen. A może to był sen... Potem, wyraźniej,... i jeszcze wyraźniej, ...
Aż w końcu,...
A niech tam, ... otworzę oczy i sprawdzę...

Leniwie,... zaczęłam podnosić powieki.
Pocałunki nie znikały.

Tuż nad moją twarzą ujrzałam dwa błękitne jeziora, tak lśniące szczęściem, jak nigdy dotąd oraz uśmiech tak cudowny i szczery w swej radości, że pragnęłabym na zawsze wymalować go na twarzy każdego dziecka.

Małe usteczka mojego synka znowu zaczęły obsypywać mnie pocałunkami tak delikatnymi, jak... trzepot skrzydeł motyla.

- To Ty, Motylku? - wyszeptałam.
- Nie, to ja, Adaś. Przyszedłem Cię obudzić. Już rano. Wstań Mamusiu.
- Kocham Cię.
- Ale ja Cię kocham bardziej, Mamo ... Mamoo ... Mamooo ...

...



31 stycznia 2014 r.

Ze specjalną dedykacją dla wszystkich Czytelników, z okazji Międzynarodowego Dnia Przytulania :)

Minia

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Matematyka


Moje dzieci uwielbiają rachunki.
Ja za rachunkami nie przepadam, za to uwielbiam moje dzieci :)


- Mamo, ile jest jeden i jeden? - pyta Olek
- Dwa.
- No co Ty, Mamo! Ty w ogóle nie umiesz liczyć! Jeden i jeden to jedenaście.



piątek, 10 stycznia 2014

Znajomy


Adaś dostał pod choinkę banknoty do zabawy/nauki. Wczoraj postanowiłam je wykorzystać w zabawie i, przy okazji, pokazać chłopakom o co chodzi w umieszczonych na nich oznaczeniach.
Adam od razu zgarnął dla siebie wszystkie banknoty 200 zł :)
Olek wybrał po dwa każdego koloru, bo, nie wiem czy wiecie, ale dla Olka kolory są najważniejsze.
Oglądamy sobie te banknoty, a ja opowiadam:
- Na tym pieniążku jest Mieszko I. Był pierwszym władcą Polski...
- Nie znam! - urywa mi Olek.
- Tu jest Bolesław Chrobry...
- Nie znam! 
- O! Władysław Jagiełło! Jego wojska walczyły pod Grunwaldem! - woła Adaś, wymachując stówką.
- Nie zapoznawał się ze mną!!! - odzywa się zirytowany Olek.
Po chwili jednak, wyciąga banknot 50 zł i zadowolony woła:
- A tu jest Obi-Wan Kenobi. Tego znam.




wtorek, 7 stycznia 2014

Czary mary z reklamy



Co wnoszą w życie moich dzieci wyjazdy do dziadków?

No tak. Na pewno wiele można by tu wymieniać.
Wspaniałe zabawy, bezcenny czas spędzony razem,... ale... nie tylko to.
Otóż, moje dzieci, podczas każdego pobytu u dziadków zostają wzbogacone o nową wiedzę zaczerpniętą z reklam telewizyjnych.
Dlaczego akurat tam, tzn. u dziadków?
Bo u nas nie ma telewizora.
Tak, tak. Żyjąc w XXI w., w kraju podającym się za cywilizowany, mając wykształcenie itd. świadomie zdecydowaliśmy, że w naszym domu nie będzie telewizora. Po czym, 95% naszej rodziny i znajomych, nie zawsze wprost, ale jednak, stwierdziła, że: "jak to możliwe, że żyjąc w XXI w., w kraju cywilizowanym, mając wykształcenie itd. świadomie zdecydowaliśmy, że ..." no, że go nie mamy. Tego telewizora. Za to na pewno mamy coś nie tak z ...:)
Nie wdając się w opisy, kto w którą stronę lub na kogo lubi patrzeć, my na co dzień patrzymy na siebie. I tak już od 9 lat.
- A co powiecie dzieciom, jak zapytają się Was kiedyś, czemu nie macie telewizora, a inne dzieci w domach mają? - zapytała pewnego razu moja mama, gotowa nas uszczęśliwić nowym prezentem.
Wtedy spojrzałam jej głęboko w oczy i odpowiedziałam:
- Mamo, wiesz, porozmawiam z nimi o tym.
Nie wiem, czy zrozumiała.
Telewizor chciała nam kupować jeszcze przez kolejnych kilka lat.
Wypada teraz odpowiedzieć, czy moje dzieci naprawdę nas o to pytały.
Prawda jest taka, że nie. Nigdy. Ani razu.
W sumie, to nie wiem dlaczego. 
Wydaje mi się, że może dlatego, że zawsze, o cokolwiek nas/mnie zapytają, ja staram się im jakoś odpowiedzieć.
Jak chcą coś obejrzeć - włączam im komputer.
A czasami, wieczorem... całą rodziną wygodnie układamy się w łóżku i oglądamy filmy na suficie - z rzutnika. Mamy wtedy takie nasze małe kino domowe.
Naprawdę, oni nigdy nie odczuli braku telewizji.
Nie rozumieją tego niektórzy, którym o tym opowiadam. Nie wierzą akwizytorzy, pukający do drzwi z nową ofertą telewizji cyfrowej, ale tak właśnie jest.
Nie mamy telewizora.
 
No i co się dzieje, kiedy do kogoś pojedziemy na kilka dni.
Kiedy już dzieci się wybawią, wybiegają, ponudzą, i znowu, pięć razy powtórzę wszystkie te czynności, przychodzi im do głowy taka myśl, żeby obejrzeć telewizję.
Najbardziej przykuwające wzrok, słuch i zdawać by się mogło, wszystkie zmysły, są ... reklamy.

Co tam bajki. Przecież je znają.
Filmy? - Nic nadzwyczajnego.
Ale reklamy, to jest to!
Tego nie mają na co dzień.

Po powrocie z kościoła, nie było czasu na ściągnięcie najlepszych spodni i świeżo wypranej, odświętnej kurtki. 
Adaś usprawiedliwił się tak:
- Mamo, pies tak bardzo chciał, żebym mu rzucał patyk. No a to przecież nie moja wina, że jest błoto. Deszcz padał, to jest błoto. To chyba wina zmiany klimatu. No, a że w kurniku byłem, to też nie moja wina. Patyk tam wpadł. Musiałem ratować kury przed psem. Babcia, to na pewno się ucieszy, jak jej powiem, że znalazłem dwa jajka i je włożyłem do kieszeni, bo tam jest mięciutko. Tylko Sonia (pies) chyba je tam wywąchała i mnie przewróciła. A w ogóle, to nie masz się czym martwić, Mamo. Widziałem w telewizji taką reklamę, że ... usunie każdą plamę. No, to Ty się już niczym nie martw, Mamo, tylko kup ten proszek do prania. Widzisz, Ty o tym nie wiedziałaś, bo nie oglądasz reklam.

Podczas przebierania się w domu, znowu powrócił temat prania. Adaś przypomniał sobie, że w reklamie proszku do prania była też mowa o plamach z czekolady. To zaś, przypomniało mu, o kolejnej reklamie.
- Tato, po powrocie musimy szybko iść na zakupy do... Do 15 stycznia jest promocja. Czekolada 20% taniej.

Tego dnia Adaś dokonał jeszcze kilku innych ekonomicznych obliczeń, bardzo korzystnych, jego zdaniem, dla naszego domowego budżetu.

Na koniec zaproponował, żebym zastosowała pewien środek do odchudzania dla pań po 40-stce. W reklamie powiedzieli, że można schudnąć w 10 dni.
- Ten środek, jest dla młodszych pań, ale Tobie nie powinien zaszkodzić. Musisz tylko przeczytać ulotkę lub skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każdy lek niewłaściwie stosowany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu, ale Ty się nie martw, bo to taka herbatka ziołowa. Mamo, przecież zawsze marzyłaś, żeby się dopiąć w tej fioletowej sukience. Ten środek pomoże Ci zrealizować Twoje marzenie. Musisz zrzucić swoje oponki i uwierzyć w siebie!


I właśnie dlatego, telewizora mieć nie będziemy :)
A w sukience się dopinam.