niedziela, 20 października 2013

Czuły barbarzyńca


Kochany drań.
Czuły barbarzyńca.
O Olku można wymyślać wiele takich porównań.
I jest w tym dużo prawdy.

Jedno jest pewne: w wyrażaniu swoich uczuć Olek jest bardzo skrajny.
Jest albo bezwzględny, nieczuły na czyjeś fochy i lamenty, po prostu: brutal, twardziel i tyle, albo tak słodki, wrażliwy, czuły i delikatny, jak nikt inny.

Taki to właśnie jest Olek.



Pewnego dnia...

- Mamusiu, skończyłem już jeść jogurcik. - oznajmia Oluś.
- Ok. To chodźmy na spacer.
- Ale Mamusiu, popatrz! Na stole została kropeczka jogurtu. Troszkę się rozlało. Mamusiu, tak mi szkoda, że ten jogurcik się rozlał.
- Nic się nie stało, Kochanie. Weźmiemy ścierkę i wytrzemy.
- Ale wtedy ściereczka będzie miała plamkę. Będzie brudna. - na jego buzi pojawia się mała podkówka.
- Oluniu, nic nie szkodzi. Ściereczkę włożymy do pralki i upierzemy. Będzie znowu czysta.
- Ale wtedy będzie mokra. Czy takie kolorowe ściereczki lubią być mokre?
- Olek, ścierki służą do wycierania. Jak się zabrudzą, to się je pierze. Wysychają i wtedy ponownie się ich używa. Tak już jest.
-  Ale one muszą być przez to ciągle prane...
- Olek, wiesz co? Chyba zaczniemy używać papierowych ręczników.

Wychodzimy na spacer.

- Mamusiu, ja tak bardzo chciałbym zabrać mojego kochanego misia. Pozwolisz mi?
- Oczywiście, Kochanie. Ale z Ciebie słodziak, wiesz?

Olek uradowany bierze misia za rączkę.
Nagle zatrzymuje się w drzwiach.

- Mamusiu, ale misiowi będzie zimno na dworku.
- Olek, misio ma futerko.
- Ale będzie mu zimno. - na buzi Olka znowu pojawia się podkówka.
- Okeeeeeey. Szukamy czapki dla misia.

Czapka dla misia znajduje się.

- Ale jemu zmarzną łapki.
- Łapki... powiadasz... Łapki, łapki, łapki... już wiem!

Po chwili na łapkach misia pojawiają się cztery kolorowe skarpetki, które zostały ochrzczone "misiowymi grzejłapkami". Olek nie zgodził się na nazwanie ich rękawiczkami, bo: "przecież misio nie ma paluszków ani rączek".

Wychodzimy.

Zjechaliśmy windą na dół.

Wyszliśmy przed blok.

Pierwsza grzejłapka ląduje w kałuży.

- Mamooooo! Ona jest brudna! Misiowi będzie zimno. Misio się przeziębi!!! ( krokodyle łzy na policzkach ).

Wracamy do domu. Zmieniamy grzejłapkę. Wychodzimy.

Spacerujemy! :)

...

Jesteśmy na przejściu dla pieszych.

- Mamo, zobacz! Listek!
Olek zatrzymuje się.
- Kochanie, chodź szybko! Jesteśmy na przejściu.
- Nieeee!!!! Tam leży listek!
- Znajdę Ci innego.
- Ale on leży na ulicy!
- Olek, już miga światło! Chodź!
Olek ryczy...
- Mamusiu, tak bardzo Cię proszę. Nie zostawiajmy tu tego listka.
- Ale dlaczego? - jestem już naprawdę zła.
- Bo jakiś samochód może go przejechać.

Samochód czeka. Kierowca puka się w głowę. My zbieramy listki z przejścia dla pieszych, żeby ich samochód nie przejechał.
Olek przytula ocalone listki i postanawia zabrać je do domu (hura! :( )
Ale nie jest źle. Olek nie zorientował się, że na jezdni też były liście.

Idziemy chodnikiem.
Olek spostrzega, że jeden liść ma złamany ogonek.
Oczy Olusia, w jednej chwili stają się dwoma oceanami pełnymi łez.
- Mamusiu, ten listek ma złamany ogonek. Wiesz, on chyba został przejechany przez samochód. Jego to boli...
- Myślę, że listek nie czuje bólu.
- Czuje. On chyba płacze, tylko ... wiesz, ... tak po cichutku...

Wracamy do domu. Przyklejamy plasterek na złamany ogonek listka.

...



Wieczorem.

Olek obmyśla plan, jakby tu dokuczyć Adasiowi.

Nagle odzywa się Adaś:
- Mamo, Olek popsuł wszystkie ludziki Lego!

Wchodzę do pokoju.
Olek trzyma w rękach mały, metalowy garnek od dziecięcego, zabawkowego zestawu. Wali łyżką o metalową pokrywkę. Obok jego nogi leżą rozczłonkowane ludziki Lego.
- Olek, przestań! Co Ty robisz?! Dlaczego popsułeś te ludziki? - pytam.
Olek podnosi pokrywkę, szczerzy zębiska i szyderczym głosem woła:
- Ha ha ha! Gotuję zupę z głów!



To, proszę Państwa, jest Olek. :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz