Adaś spędza dzień w domu. (Oczywiście chory).
- Poćwiczymy Twoje rysowanie. Co Ty na to? - pytam.
- Wiedziałem, że w końcu to wymyślisz. - odpowiada z naburmuszoną miną.
Adaś nie cierpi szlaczków i kolorowanek. Woli rysować własne "projekty".
- Adaś, trzeba.
- No doooobraaaa....
Szlaczek zrobił, o dziwo, całkiem dobrze, choć zajęło mu to 1/10 sekundy.
Następnie, dałam mu do pokolorowania obrazek z rowerzystą.
Zaglądam po chwili i co widzę:
Adaś nie pokolorował nic na obrazku.
Za to: rowerzyście domalował gwiazdki wokół kasku, tłumacząc, że przed chwilą spadł z roweru. Do kierownicy dorysował prędkościomierz ze "100" na liczniku, bo to przecież szybki rowerzysta. Twarz zamalował na czerwono, bo tak się zmęczył podczas szybkiej jazdy. A włosy na siwo, bo... tak w ogóle, to może to był dziadek...
Praca skończona.
Ja uradowana, bo kolorować nie potrafi i nie chce, ale historyjkę wymyślił całkiem fajną.
- Adaś, to może będziemy liczyć? - pytam.
- Tak. - odpowiada krótko.
Przynoszę mu pudełko wypełnione kasztanami.
- Proszę. Ja idę do kuchni, a Ty licz na głos, żebym słyszała.
No cóż.
Kasztany nie zostały policzone. Powstała za to kasztanowa galaktyka na podłodze, w tym kilka całkiem dobrze ułożonych gwiazdozbiorów.
- Adaś, czemu nie liczysz?
- Liczę.
- Tak? A co?
- Odległości między gwiazdami.
- Aha...
- To może, po prostu, idź układać klocki.
- Zajrzyj do pokoju. Ułożyłem fabrykę z taśmociągiem. Użyłem do tego gumowej gąsienicy.
- Hmm... To może ja pójdę się pouczyć ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz