Moje codzienne życie opiera się na jednym z trzech scenariuszy:
1. Adaś chory w domu. Olek w przedszkolu.
2. Olek chory w domu. Adaś w szkole.
3. Obaj chorzy w domu.
Czasem jest apogeum, kiedy do punktu nr 3 muszę dodać chorego męża. Wtedy, za sprawą tych wirusów oczywiście, atmosfera w domu działa bardzo motywująco do częstego uprawiania joggingu (głównie po sklepach:-) ).
Pewnego dnia wg punktu 2:
- Mamusiu będę dzisiaj bardzo grzeczny. - deklaruje Olek.
- To super, Kochanie.
- Mamusiu, będę taki grzeczny, że nawet cały dzień będę się bawił sam w pokoju.
- To wspaniała wiadomość. (Ciekawe jak długo).
Olek jak powiedział, tak zrobił.
Pozbierał porozrzucane zabawki z przedpokoju i poszedł się bawić do pokoju zamykając za sobą drzwi.
Kiedy mijała godzina postanowiłam bliżej zapoznać się z nowym lekiem przypisanym mojemu dziecku i powiązać jego potencjalny wpływ na zachowanie Olka. Może powinien go częściej przyjmować. Na przykład co godzinę.
Choć, z drugiej strony, zawsze trzeba mieć nadzieję, że zdarzy się cud i nastąpi w końcu ten moment, kiedy Olek zacznie się sam sobą zajmować.
Tymczasem drzwi się otworzyły, Olek wystawił głowę i poinformował, że potrzebuje obrus albo ładną ścierkę i... żeby mu nie przeszkadzać.
- Och, nie mam zamiaru.
Po jakimś czasie wyszedł i zapytał, czy był grzeczny.
- Olusiu, już dawno tyle nie udało mi się zrobić. Byłeś supergrzeczny!
- Mamusiu, to może zasłużyłem na nagrodę? - pyta trzepocząc rzęsami.
- Hmm... No dobraaaa. A jaką? - pytam niepewnie.
- Chciałbym dostać ciasteczko Misia Lubisia.
(Ha. Podejrzał Spryciarz, że mam w szafce).
- Ok. Proszę.
Widzę, że Olek przygląda się ciastku i mocno nad czymś myśli.
- Otworzyć Ci? - pytam.
- Nie. Ja byłem grzeczny, żeby zasłużyć na ciasteczko, bo chcę je dać Adasiowi. Przygotowałem dla niego piknik w pokoju. - tłumaczy słodkim głosikiem.
- Oj, Kochanie, to bardzo ładnie.
Przytulam go mocno, wzruszona jego miłością do brata.
Kiedy ja ponownie, z niedowierzaniem i nadzieją, czytałam "skutki uboczne" leku przyjmowanego przez Olka on tajemniczo znika.
Mija trochę czasu.
Przed wyjściem po Adasia do szkoły idę do łazienki i widzę zawiniątko z obrusa wepchnięte... pod sedes.
Rozwijam.
W środku znajduję ciasteczko.
- Oleeeeek! Po co, Kochanie, włożyłeś to ciastko pod sedes?
- Mówiłem Ci, że Adaś ma mieć niespodziankę.
- Aha.
Wracamy z Adasiem ze szkoły.
- Adaś, idź do łazienki i umyj potem ręce. - sugeruje Oluś.
Adaś idzie.
- Zobacz. Ciekawe, co tam jest? - mówi tajemniczo Olek, wyciągając spod kibla zwinięty w kulkę obrus. - To dla Ciebie, Adasiu.
Adaś jakoś nie wygląda na zaskoczonego.
Patrzy na Olka podejrzliwym wzrokiem.
- Co mi rozwaliłeś? - pyta.
- Nic.
- Nie-wie-rzę.
Olek znika.
Po chwili słychać wrzask Adasia:
- Mamoooo!!! Olek rozwalił mój pojazd z klocków!!! Pół dnia go budowałem!!!
No cóż. Faktycznie budował go pół dnia.
Ech...
- Oleeek. Pozwól do mnie! - wołam.
Przychodzi Olek, siada mi na kolanach, oczy załzawione, buzia w podkówkę. Patrzy na mnie z takim smutkiem w oczach, że mało sama się nie rozpłaczę.
Po policzku spływa mu wielka łza, a on cały nieszczęśliwy pyta:
- Mamo, dlaczego Adasiowi nie podobała się moja niespodzianka. Ja mu oddałem całe moje ciasteczko. Ja cały dzień czekałem, jak on przyjdzie i się ucieszy.
I co tu z takim robić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz