środa, 19 czerwca 2013

Żony

Pół roku temu.

Adaś tuż po powrocie z przedszkola:
- Mamo, a czy ja jutro pójdę do przedszkola? - pyta.
- Tak. A co?
- To dobrze, bo Angelika, żona Marka, ma mi coś przynieść. - odpowiada tajemniczo.

Stoję przed moim dzieckiem...
Patrzę się na jego jasne loki...
I po wysłuchaniu tej nowiny, próbuję ze wszystkich sił złapać równowagę.
Na palcach liczę ile on ma lat.
Zgadza się. Nadal pięć.
W myślach przeszukuję ostatnie "rewelacje", które Adaś przyniósł z przedszkola, ale nie przypominam sobie niczego o żonach...

- ... 
- !?!? Angelika, żona Marka?! 
- Żona!?!? - pytam, aby się upewnić.
- Tak żona. 

Rodzi mi się wizja zabaw w przedszkolu z udziałem "męża" i "żony".  
Nie to, żebym miała coś przeciwko.
To nawet śmieszne.
Ale, na litość! 
Matki powinny być o tym uprzedzane.
Dzieci powinny informować rodziców o tym, że odkryły już różnicę między zabawami: "razem nasypujemy piasek do wiaderka w piaskownicy", a "jesteśmy mężem i żoną"!
I po chwili, jak grom z jasnego nieba, poraża mnie nowa myśl:
- Adaś, a czy Ty też masz żonę?
- Nooo.... - Adaś się waha.

Nogi mi się uginają.

I to ma być sprawiedliwość?
Jeszcze rok temu oświadczał, że weźmie ślub z mamą, a tu nagle pojawia się jakaś kobieta (lat pięć), o której mi nic do tej pory nie powiedział.

- No to jak? Masz żonę w przedszkolu, czy nie? - próbuję dociec.
- Nooo, nie do końca... - odpowiada.

Stoi spokojnie i patrzy na mnie, jakby chodziło o nową zabawę.
Oczywiście w ich rozumieniu ( na szczęście!!! ), to jest zabawa.
To jest zabawa???...
No, ale ja przecież muszę wiedzieć.
W końcu to pierwsza żona mojego syna!

- Adaś, opowiesz mi o tej Twojej żonie? - staram się być bardzo delikatna.
- Jest taka jedna, ale... - Adaś nagle urywa i macha ręką z rezygnacją.
- Ale... - ciągnę.
- Muszę jeszcze nad nią popracować.





*******


Kilka dni temu.

Olek bawi się żołnierzykami.
Oczywiście mama, pod groźbą jęczenia syna, musi również bawić się żołnierzykami.
Olek zaczyna strzelać (na niby) do gumowych dinozaurów, które udają wroga.
Patrzę tak na jego delikatną buźkę,... słucham piskliwego, dziecięcego głosiku... i próbuję sobie przypomnieć, w co bawił się Adaś, jak miał trzy lata.
Adaś wymyślał różne zabawy, ale z pewnością nie robił pustynnej zasadzki na wroga i do niego nie strzelał.
No, ale Adaś nie miał starszego brata...

Po chwili namysłu, postanawiam zaproponować Olusiowi inne zabawy.
Wymieniam jedną po drugiej, ale on na nic się nie zgadza.

Dalej strzela.

Zaczynam więc, o tym z nim rozmawiać.
- Oluś, nie można tak się bawić w strzelanie. Bicie się i strzelanie jest bardzo brzydkie. To jest bardzo agresywna zabawa, rozumiesz? - tłumaczę - Mama się bardzo boi takiego zachowania.

Olek patrzy na mnie z niedowierzaniem.

- To prawdziwa walka, a nie zabawa. - odpowiada krótko.
- Widzisz Olek, Ty nawet myślisz, że to prawdziwa walka. Ja nie chcę, żebyś się tak bawił.
- Dlaczego? - pyta zdziwiony.
- Bo jesteś na to za mały.
- Taaak??? - pyta z ironią.
- Tak.

Nagle Olek milknie.
W jednej chwili robi się bardzo poważny.
Powoli podchodzi i staje prze mną tak blisko, że czuję jego oddech na swojej twarzy.
Patrzy mi prosto w oczy.
Marszczy brwi.
Z takim wyrazem twarzy i "karabinem" w dłoni, naprawdę przypomina żołnierza na froncie.
Brakuje tylko papierosa w ustach i splunięcia.

Patrzy tak na mnie przez chwilę, po czym mówi:
- Prawdziwy żołnierz musi ćwiczyć od dziecka.

Aż wierzyć mi się nie chce, że to on do mnie powiedział.

- A dlaczego musi ćwiczyć? Czy nie można przestać walczyć. Walczenie i strzelanie jest złe. - nie poddaję się.
- Czasami jest dobre. - upiera się Oluś.
- Nigdy nie jest dobre.
- Jest. Żołnierze strzelają do porywaczy.
- Olek! Do jakich porywaczy?! - kręcę głową z dezaprobatą.

Ja naprawę nie wytrzymam z tymi chłopaczydłami.

Olek nadal patrzy mi prosto w oczy...
Zniża głos...
I z takim samym wyrazem twarzy, jak poprzednio, mówi:
- Żołnierze strzelają do porywaczy, bo ich żony są uwięzione. Oni mają swoje żony, wieeeeeesz???!!!! Oni muszą ich bronić.

- ...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz